sobota, 24 kwietnia 2010

post nr 100 :-) czyli KOLORY AZJI

hura! setny dowód życia tego bloga! :-)
prezenty przyjmuję w komentarzach ;)

Drodzy Czytelnicy i Podglądacze...

dziś znów o kolorach lecz tym razem bardziej ogólnie, choć równie użytkowo.
było o drzwiach, a teraz będzie o ścianach i sufitach, a konkretnie o ich ozdabianiu. będzie też parę mocnych refleksji i chaosu. jest późno, pierwsza w nocy, a ja jestem spragniona pisania, więc proszę o wybaczenie formy. z okazji setnych urodzin notki na tym blogu możecie mi to wybaczyć ;).

zaczniemy od codziennego widoku podróżnika, czyli wnętrza pokoju gościnnego.
zawilgotniałe ściany w jaskrawym kolorze, z wieloma obrazkami nawiązującymi do sceny tańca lub przedstawiającymi świętych.. oprócz widoku naturalnie jest jeszcze zapach. trudny do określenia lecz osadzony w mojej pamięci dość silnie. coś na kształt zamokniętej ściany, pleśniejącej od lat, oraz wszechobecnego zapachu masali i kiszącego się od gorąca kwaskowatego kefiru, spływającego za oknem w rynsztoku. dźwięki to wiatrak i świstanie komara koło ucha: raz prawego, raz lewego.

dla odmiany, choć może zbyt wcześnie, prezentuję Wam gołe i blade ściany dusznej małej klitki w centrum Old Delhi, gdzie jedynymi kolorowymi akcentami na ścianach były rozsmarowane moskity.
skoro jeszcze jesteśmy przy wnętrzach, proponuję zajrzeć do rzadko spotykanego lecz pięknie zdobionego kościoła katolickiego
Maryja ma na szyi wieniec z kwiatów, podjadany po cichu przez indyjskie dewotki ;) (Maciek świadkiem!). niejeden ortodoksyjny katolik polski spadłby z klęcznika widząc, z jaką radością i żywiołowością pomalowany jest kościół w Indiach. na każdym łuku są malowidła ze scenami z Biblii. kolory są świeże, a nie wyblakłe jak u nas i wszędzie w Europie, gdzie na taki rozpęd artystyczny w świątyniach pozwalali sobie tylko ludzie sprzed lat, zamawiający najlepszych artystów.
ikona jest obowiązkowo w barwach fluorescencyjnych, grafik dorzucił jeszcze parę kwiatków wokół. dodam, że kościół mieści się w południowych Indiach w stanie Kerala, w którym jest sporo "mniejszości" chrześcijańskiej.
a tu, w Pondicherry, siedzibie ashramu Aurobindo, na ulicach można zobaczyć eklektyzm religijny wcielony. to akurat ściana frontalna lokalu wynajmującego rowery turystom. cieszy to, że główne religie świata mogą współistnieć przynajmniej na takiej sobie ścianie. "God Is One"
rzut oka na hinduistyczną kaplicę w Puri, której bogactwo rzeźb, barw i symboliki jest wręcz oszałamiające. Hindusi mają to do siebie, że potrafią ze skrawka materii zrobić dzieło sztuki naszpikowane mistycyzmem. to im się znowu w tym przypadku udało. żywy sadhu wychodzi z kaplicy po modłach, a kamienni sadhu medytują latami, obserwując jak krowy przed kaplicą żują śmieci... no właśnie, krowy!
święte zwierzęta, których skrzywdzenie grozi karą śmierci lub przynajmniej 20 latami za kratkami. są wszędzie i ozdabiają wiele zdjęć turystów. tu akurat krowa wyszła mi na tyle nieostro, że mogę ją potraktować jak grafikę ścienną...
prawie jak tu ;) swoją drogą, wąskie uliczki Varanasi, po których się szwędaliśmy robiąc te zdjęcia, są zakorkowane przez krowy, a odchody tych zwierząt służą za uszczelnienie ścian domu na zewnątrz - to tak a propos tematu tej notki. inna opcja na wykorzystanie krowiego placka to zrobienie z niego opału, gdy trzeba ugotować czaj lub gdy robi się zbyt chłodno.

kontynuując akcent religijny (bo krowa nie była wcale zmianą tematu!) pamiętam jak trudno było mi zrobić to zdjęcie. było to we wspomnianym już Puri. nie mogliśmy fotografować ani głównej tutejszej świątynii ani pobliskich miejsc kultu. hinduiści postanowili zachować dla siebie to sacrum. na każdym rogu była policja gotowa postraszyć kijem (raz nawet nam machali). mimo to nie mogłam się powstrzymać przed próbą ujęcia tego niebieskiego potwora w kadr aparatu...
prawda, że śliczny? :) a pani jak ładnie się komponuje ;) no poezja...

czas na większą dynamikę barw! wciągające mandale na suficie świątynii w Madurai pokazują na co stać hinduską wyobraźnię. nie kończące się ornamenty zdobią tam każdy oświetlony skrawek ściany.
w tej świątynii jest też dużo cienia, a światło maluje na kamiennych, rzeźbionych ścianach i cokołach dziwne, rozwodnione jakby, płachty ze światłocienia..

jako ostatni religijny akcent wrzucam fotografię nietypowej wg mnie świątynii, którą uchwyciłam w obiektyw w miasteczku Bundi, które jest jeszcze (chyba...) mało turystycznym miejscem. swoją drogą, jestem ciekawa jak jest teraz. od wyjazdu do Indii minęły 4 lata... więc to mogło się już zmienić.
dodam jeszcze od siebie, że teraz, gdy podróże po świecie są łatwe ale jeszcze nie tak bardzo popularne jak mogłyby być, tworzy się coś w rodzaju wyścigu pomiędzy ludźmi, którym zależy na ocaleniu dziedzictwa przed zepsuciem powodowanym przez turyzm a tymi, którzy zachłysnęli się robieniem kasy na turystyce i nie postawili jej żadnych granic. dlatego takie sobie indyjskie Bundi, czy tajskie Ko Jum z jeszcze niewyobrażalnie pustymi plażami i jeszcze źle zorganizowanym dojazdem to perły wśród co raz bardziej brudnego szlamu, za przeproszeniem. bo w moich oczach bezgraniczny turyzm to szlam i zoo, a nie przyjemność i unikatowość. a ludzi z pierwszej grupy jaką wymieniłam jest niezwykle mało. dlatego warto stanowczo stać w obronie oryginalności, prawdziwości i intymności tych wszystkich ludzi i miejsc, do których się udajemy i korzystać z takich rozwiązań, które jak najbardziej mogą uchronić lokalność i rodowitość.

i oto ja stoję:

na sam koniec zostawiłam coś, co mam nadzieję połączy oba wątki poruszone w tej chaotycznie napisanej notce. to też jest Bundi. kobieta zmywa brud sprzed domu. kolor ścian jest odurzająco głęboki i ma wiele odcieni. możesz powiedzieć, że mury są popękane, że widzisz zacieki z grzyba na górze budynku, że nieostra ta fotka, że kable wszystko psują... możesz tak stwierdzić ale weź proszę tylko jedną rzecz pod uwagę: gdy koncentrujemy się na tym, co "powinno być" czasami umyka nam to, co jest. a to zdjęcie dla mnie jest jednym z lepszych, na których poruszoną ręką, w słabym oświetleniu, zdołaliśmy zachować ułamek z atmosfery tego indyjskiego zaułka, w którym jakaś kobieta w seledynowym sari sprząta sprzed domu brudy wodą. czyż to nie prawdziwe? czy właśnie dla takich rzeczy tam jeździmy?

na odpowiedź zapraszam do notki nr 101, która będzie niedługo ;) proszę o wpisywanie sugestii tematów !
i jeszcze raz:
(co najmniej) 1000 notek życzymy temu blogowi ;)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Lubię jak ludzkie dzieło niesie w sobie nastrój - takie jest ostatnie zdjęcie. Pięknie grają miedzy sobą odcienie błękitu ścian i sukni Hinduski :)

Anonimowy pisze...

mural z krową też niczego sobie :)
/ ten i powyższy post podpisuje T., sympatyczny popatrywacz i komentotwórcaa

Unknown pisze...

Haha, przeczytałam o niebieskim potworze, przewijam stronę a tam kobieta w niebieskim sari, i se myślę, że za ładna to ona nie jest, ale, żeby zaraz potwór? no i dopiero jak dowinęłam do dołu to zobaczyłam potwora właściwego. ;)

kozica! pisze...

Agata - efekt poniekąd zamierzony ;) cieszę się, że się dobrze bawiłaś!

Anonimowy pisze...

100 notek-gratulacje!
Czas więc na jakieś podsumowanie.
. Lubię czytać , i to jak piszesz - bo Twoje wywody są zwierciadłem duszy wrażliwej:)
. Rozumiem, że zdjęcia, nie zawsze rzeczy pięknych, są odzwierciedleniem realnych wrażeń - super.
. Co do wyrażanych sformułowań: "misycyzm", "wyobraźnia" i inne superlatywy, w odniesieniu do wytworów hinduizmu, powiem tak:
jako nieuczona, ale praktyk, znam dwie podstawowe metody twórczości:

Od ogółu do szczegółu
i
Od szczegółu do ogółu.

W praktyce, dobrze wymyślony projekt (ogół) dzieła pieczołowicie wzbogacony szczegółami, ale dopasowanymi ogółowi! przynosi ZAWSZE efekt fantastyczny.(np Bazylika św.Piotra Watykan).
To samo tyczy się metody od szczegółu, ale powtarzanego i wzbogacanego ciągle brzmiącą myślą przewodnią!!! Patrz cudna Sagrada Familia Gaudiego w Barcelonie.

Co do osiągnięć Hinduizmu pokazanych na Twoich zdjęciach,
to uważam, że zastosowano metodę od szczególu do...nikąd!
Natłok myśli i kolorów, zagubione po drodze w grzybie, brudzie.
Taki jest efekt pracy ludzi wrażliwych i prostych, a także nie wykształconych do kultywacji ich kultury.
Co gorsze, nie widzę szans na odmianę.
Ten "niszczący turyzm", to nic innego jak brak kultury, edukacji i organizacji osób zarządzających dobrami kulturalnymi.
Nie raz stałam w długiej kolejce,do obleganych i wypielęgnowanych zabytków w Europie. Ale mogłam kontemplować ich piękno i czystość, bo właściciele tych zabytków o to zadbali.
No i tyle.
Masz Olu DAR postrzegania świata takim, jaki jest, gratuluję:).
Dzięki za przekazanie mi rąbka tej Wiedzy. Doceniam TO.
pozdro
iwakoz

Unknown pisze...

Więcej tej kolorAzji, proszę! O zapaszkach też coś będzie?;)