środa, 14 kwietnia 2010

indyjskie drzwi

mam wielką potrzebę pisania i przywołania ładnych oraz ciekawych obrazów, stąd zajęłam się "dizajnem" drzwiowym w Indiach. zatem będzie...kolorowo! :) pisania mniej, za to sporo fotek wygrzebanych z zakurzonych folderów.

na pierwszy ogień idą drzwi wejściowe w mieście Jaisalmer. uważni Czytelnicy wiedzą, że ta nazwa już się u mnie pojawiła.. tak tak, Jaisalmer to miasto na pustynii Thar, niedaleko Pakistanu. to tu natknęłam się na najwięcej przepięknych wejść do domów, pałających wszelkimi odcieniami, które stopniowo zachodzą zaciekami i grzybem. niepowtarzalny urok Indii ;)

a teraz stop mędrkowaniu, czas na fuzję barw! z bladego błękitu wyłania się malowane czerwienią błogosławieństwo dla tego domu. wnętrze jest w kolorze rozgniecionego orzecha pistacjowego zmieszanego z mlekiem kokosowym... do domu zapraszają nas kamienne schodki.

szczęśliwie kotara jest odsłonięta, więc mogę zajrzeć do środka - choć się wstydzę. mam ciągły dylemat dotyczący robienia zdjęć ludziom i ich intymnej sferze nie pytając ich o zgodę. zapuszczając aparat wgłąb cudzego domu czuję się jak intruz, bo domownicy pragną wpuścić powiew wiatru między futrynami, a nie moje wścibskie szarookie spojrzenie.

tu kadr urwany ale efekt osiągnięty - nad drzwiami balkonik. widok, który mogłabym jeszcze kontemplować. proste i wciągające.przy wejściu widać bambusową tyczkę, lecz nie wiem po co. ciekawe?
hotel suraj zaprasza, czyli prezentacja typowych koronkowych wycinek w malowanym na biało piaskowcu.
nad drzwiami kratka. drzwi leciutko uchylone, w pełnej kolorystycznej krasie! :)
a tu mój faworyt... pozostawiam bez komentarza ku nasyceniu barwami i kształtami...

zmiana geolokacji - jesteśmy w Cochin=Kochi [Koczi]. też zachodnie przygranicze Indii ale na południu, przy Oceanie. drzwi to dla mnie nie tylko futryny, kolory desek i beczki z wodą pitną na ich skraju ale też Ludzie, którzy te drzwi stworzyli, którzy je użytkują i w których w porze skwaru odpoczywają w przedpokojach na chłodnych posadzkach. oto mama z synkiem.
a to mama z córką - bardzo przyjaźni ludzie, pełni spokoju - tyle przynajmniej pamiętam z chwilowego spotkania. to jest aspekt, który pragnę pogłębić przy kolejnych podróżach i który zgłębiam aktualnie będąc w Warszawie. ten "aspekt" to LUDZIE i RELACJE. popatrzcie tylko... jak miło byłoby wypić z nimi czaj i porozmawiać o tym co słychać w szkole u córki :)
to byli Hindusi, z którymi lubiłam przebywać i wchodzić w kontakt. na koniec portret Pani z progiem wejściowym. uwielbiam to zdjęcie. :)
przeskakujemy do Bundi. jest to małe miasteczko z wielkim, zaniedbanym pałacem-fortem, gdzie turystyka jeszcze nie popsuła ludzi i ich podejścia do białoskórych. zdjęć wejść mam stąd tylko dwa, ale za to JAKIE.......
aahhhhh co za piękno!!! takie wejście sama bym chciała mieć!!!!!
być może zacznę od pomalowania wejścia przy drzwiach od mieszkania, w którym mieszkam? zawsze chciałam namalować przy wejściu do domu, na ścianie, słoneczniki....

zamieściłam tę notkę ku inspiracji i ożywieniu wspomnień. i ku zagrzaniu się do boju o kolejne podróże. rok minął od ostatniej, tej indochińsko-malezyjskiej, a głód podróżowania zasysa moje myśli i zmysły ku eksploracji nowego... jednak wiem, że nowe kryje się tuż pod moim butem i tuż za progiem, więc najpierw pomaluję swoje progi w upragnione wzory, potem zrobię imprezę inaugurującą nowe progi, a potem.. nie wiem :) zobaczymy!

4 komentarze:

Unknown pisze...

Po kilku miesiącach w pokoju o czerwonych ścianach i wśród kolorowych materiałów zaczynam doceniać skandynawski styl z jego bielą, prostotą i chłodem - ale te indyjskie obrazy są piękne. Wybieram turkusowe drzwi w jasnozielonej framudze. Niby zgrzyta, ale ładne. Jeśli masz tego więcej - czekam na kolejne smaczki! Pozdrawiam ciepło:)

kozica! pisze...

następne będą malowidła ścienne Indii :) niedługo!

Anonimowy pisze...

W Polsce, zazwyczaj koncentrujemy się na jakości drzwi (dębowe, antywłamaniowe, stare pałacowe starannie zrekonstruowane (skąd ja to znam:))). Umyka forma wejścia, oraz postać framugi....
Drzwi tu pokazane, to tak naprawdę fantazyjnie wypracowane i koronkowo wykonane framugi właśnie, które symbolizuję wagę wejścia do domu. Same drzwi - element ruchomy, są raczej niezbyt starannie przemyślane lub zastąpione kotarą z materiału. Ciekawe, czy jesteśmy inni jako ludzie, czy tylko żyjemy w innej strefie geograficznej:)
pozdrawiam
iwakoz

kozica! pisze...

iwakoz :) pięknie napisane!
moim zdaniem znaczenie ma wszystko: położenie geograficzne (pogoda!), kultura, mentalność która się wraz z tymi poprzednimi współtworzy. drzwi, które pokazałam, zazwyczaj znajdują się w małych miasteczkach, miejscach gdzie ludzie się znają i prawdopodobnie pilnują nawzajem swoich dzieci lub robią dla siebie inne przysługi.

w Polsce sprzed lat pewnie też były piękne framugi, domki na wsiach były czasami malowane na okiennicach, a framugi okien i drzwi malowano na kolor błękitny przynajmniej w regionie białostockim... po co? cóż, bo błękitny kolor przypomina odbicie nieba w wodzie i nie lecą do niego owady ;))) i oto kolejna odpowiedź! ;)