sobota, 23 stycznia 2010

wspomnienia, pamiątki, plany

rok temu napisałam święte słowa:

dzięki temu że zapisujemy wrażenia, to będzie łatwiej przywołać i zatrzymać przy sobie te wspomnienia.

a rok temu byliśmy w środku podróży! ja leżałam w łóżku, wstrząsana dreszczami, a Maciek przynosił mi jedzenie z miasta. przypominam, że temperatura oscyluje wokół 27 st.C, a ja trzęsę się pod 3 kocami, ubrana w polar i przynajmniej dwie koszulki. mhm, miałam obrzydliwą azjatycką grypę, dokładnie w Luangprabang, laotańskim mieście, którego stara część została prawie w pełni przekształcona w dzielnicę hotelowo-usługową. zdarzyło nam się być też w nowszej części miasta, bo tam jeździłam do szpitala na konsultacje lekarskie. na zawsze zapamiętam najbrudniejszy szpitalny kibel, jaki kiedykolwiek widziałam - było to w Sino-Lao Friendship Hospital. w wtedy budynek miał dopiero 6 lat i widocznie od wybudowania nikt go nie mył. pamiętam, że brud aż mienił się w oczach. :)

zanurzam się we wspomnieniach z tamtego miejsca.. pokój w którym jestem i klawiatura przede mną - aktualny obraz powoli ciemnieje i zostają przed oczami tylko tamte chwile. sączą się już od roku jak zapach z kwiatu, który zakwitł gdy byłam tam, w podróży.

a więc Luangprabang. długo tam byliśmy, 11 dni.. z innego punktu widzenia ten czas to tylko chwila. chciałabym kiedyś podróżować także w ten sposób, pozostając w każdym z miejsc dłużej, nawet jeśli "nie ma tu nic do zobaczenia". w Luangprabang zatrzymała nas moja choroba i praca, którą trzeba było zdalnie dokończyć. Maciek miał okazję zobaczyć więcej prawdziwego Laosu. ja za to znam na pamięć plan miasta i menu lokalnych knajpek. i widok za oknem.
atmosfera Laosu jest wyczuwalna na każdym ze zdjęć, które przywieźliśmy. zawieszenie w czasie, powtarzane codziennie czynności. tylko intuicyjnie potrafię wniknąć w ten stan, w którym zanurzeni byli wszyscy Laotańczycy. jak ją uchwycić i przedstawić?
jest w niej coś z wielkiej rzeki, której wody osuwają się bezsilnie po minimalnym pochyle, tworząc jednak nurt tak konsekwentny i tak stary, że rzeka jest nie tylko wodą ale i domem dla Duchów..
a może atmosferę Laosu wyraża ten pies, czochrający się po uchu w południe, na zakręcie pustej drogi?
i znowu czas.. czas zjada wszystko i jednocześnie wszystkich żywi, pozwalając rosnąć zieloności, która obdarowuje owocami. czas nie jest w Laosie czymś odrębnym ani czymś, co trzeba kontrolować. to część charakteru tamtych ludzi. nie ma JAK się spieszyć. wszystko zanurzone jest w czasie. wszystko i zawsze. bez różnicy.
są takie chwile i w mojej głowie.. :)



pozostając przy wątku buddyjskim, wklejam tu dzisiejsze zdjęcia dwóch pamiątek, które rezydują w moim pokoju. oto one:
maska, twarz buddy. wytwór kambodżańskich rąk. zakupiona w Malezji, zanim jeszcze wiedziałam jakie cuda czekają mnie w Indochinach.
centralna część obrazu z Sajgonu. jest już oprawiony i czeka na zawieszenie w dużym pokoju. czy ktoś ma do pożyczenia wiertarkę? :)

no dobrze dobrze... skoro ta notka jest już i tak dość chaotycznie skonstruowana, to jest w niej miejsce na jeszcze jeden wątek. :) jakie są moje plany? czy szykuje się kolejna podróż? ile osób już zadawało to pytanie! kiedy? gdzie? na jak długo?? mmm cudowne marzenia! :) na razie pieję z radości, bo wreszcie mam na koncie więcej niż 500pln ! :D w dodatku zaczęłam pracę... powoli, stopniowo przystosowuję swoje możliwości do oczekiwań i swoje oczekiwania do możliwości innych. więc może niedługo uda się gdzieś wyjechać!

gdzie?
Maciek proponuje Iran. OK, zaczynam się przekonywać. miałam sen związany z Iranem, pełen przyjaznych ludzi, pięknej subtelnej muzyki i zapachów przesycających powietrze.
następne będą USA. parki narodowe to wątek obowiązkowy, miasta, ludzie, tramping every day :) oł je. na tę okazję trzeba będzie przetestować coach surfing.

kiedy?
pojęcia nie mam, to zależy od sukcesów w pracy i tego, jak się ona potoczy. najwcześniejszy termin to jesień 2010.

za ile?
moje ulubione pytanie ;) oczywiście tak jak zwykle - szafa 60L na plecach, sandały i jedziemy. nocleg i jedzenie - byle by higienicznie. planowane? tylko szkic trasy, raczej miejsca które chcemy zobaczyć. dobry przewodnik i w drogę! ah, zapomniałam... następnym razem wezmę w podróż netbook.

Brak komentarzy: