poniedziałek, 1 czerwca 2009

w podróży

atmosfera podróży to stukot kół pociągu, kurz na butach, za każdym razem inaczej pachnąca pościel.. tylko poduszka zawsze ta sama - wieziona w plecaku, by głowie zawsze było wygodnie wypoczywać.
w podróży łapie się spojrzenia, proste spotkania bez słów, bez zdań i idei. w drodze nachodzi mnie refleksja. wszyscy jedziemy tym samym pociągiem, jedni wysiądą wcześniej, inni pojadą do ostatniej stacji. to sytuacja, której każdy jest pewien końca. dlatego każdy jest tym, kim jest i nie stara się być kimś innym. i - gdyby tak każdy na co dzień pamiętał, że każde życie też ma swój koniec, to może ludzie nie staraliby się tak bardzo, by być kimś innym niż są na prawdę?
tęskniłam za domem, a oto droga witała się ze mną wielkimi literami: "WITAJ W DOMU", zza okna z niebieską szybą, która pozbawiała tę scenę realizmu, a wydawała się chwilą ze snu.
zza okna jadącego autobusu widzę kobietę, sprzedającą jedzenie. widzę ją tylko chwilę. nie znam jej, ona mnie też nie. za chwilę autobus opuści stację, ona zostanie a ja odjadę. a ci ludzie na ławkach? wszyscy jesteśmy jak rozbłyski światła na ciemnym, głębokim, nocnym niebie. widzimy się tylko przez chwilę, nie wiadomo skąd pochodzimy i dokąd zmierzamy.
żeby po powrocie być pewną że "na pewno" tam byłam i by utrwalić te chwile, robiłam czasami zdjęcia nas lub siebie w lustrach. czasami było to w rikszy, czasami w pokoju hotelowym.
na zdjęciach nie ma dźwięków ale gdy dostatecznie się skupię, mogę wyobrazić sobie jakie mogły być. w rikszy słychać klaksony, warkot przemykających wokół motorów i czasem samochodów, słychać okrzyki z przydrożnych straganów, a duszące spaliny swędzą w nozdrza. w pokoju, gdy siedzę na łóżku i robię zdjęcie, panuje tylko rytmiczne echo wiatraka i brzęczenie świetlówki. za oknem ciemno, więc szczekanie psów, czasem skomlenie. dobiega mnie zapach kramiku z jedzeniem, który jest pod hotelem. na łóżku za mną leży Maciek i odpoczywa. a! obok siebie widzę w lustrze jego zadartą w powietrzu stopę! ;)
oto nasz dom, szafa, półki, apteczka, biblioteka i przechowalnia - w jednym! plecak, 60L objętości. pilnuj jak oka w głowie! a jeśli się zgubi.. cóż, jeśli tak, to nie szkodzi, wszystkie ubrania, przedmioty.. to nieważne.

teraz, szczególnie że nie mam stałej pracy (ani nawet żadnej innej), moje myśli czasami układają się w tym oto hamaku:
jest tuż po świcie, w powietrzu unoszą się śpiewy ptaków, niesione po mgle z dżungli. wystarczy spojrzeć w drugą stronę i widzę jedną z tych ogromnych budowli Angkoru. po dziurawym dachu z liści palmy biega kura i kogut, zrzucając na nas zawiany na strzechę piasek. to mój sen, który kiedyś się spełnił.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Lubię klimat Twych opowieści, KoziQ. Kiedyś natknąłem się na zapiski z waszej podróży do Indii, a było to grubo po jej zakończeniu. Przeczytałem wtedy całego bloga, o ile dobrze pamiętam, w tydzień. Byłem zauroczony.
Dziś też odpłynąłem :-)
Dziękuję. / T.

kozica! pisze...

:)
JA TEŻ CI DZIĘKUJĘ

Awari pisze...

witaj,
trafiłam przypadkiem i zostaję. jest w tym co piszesz pasja połączona z zadumą.
pozwoliłam sobie podlinkować u siebie.
pozdrawiam znad morza.

Anonimowy pisze...

Witaj:)
trafiam tu z premedytacją, choć jak widzę zbyt rzadko...
Zapewniam Cię, gdybyś miała teraz pracę, nie odszukałabys tyle w pamięci i nie wydobyla na zewnatrz,nie bylo by czasu:).
Te wnioski teraz opisywane, są przemyslane i cenne na zawsze, bo przemyślane:)
pozdrawiam i trzymam kciuki
iwakoz

Leonard pisze...

pieknie podchwycona atmosfera podrozy;)

kozica! pisze...

cieszę się, że tu zaglądacie i piszecie do mnie :) w takim razie będę pisała do Was więcej!

a w podróż mam nadzieję wrócić już niedługo. w następny wikend jadę do Poznania na Ethno Port Festiwal, przywiozę opowieści o miejscu i zdjęcia z imprezy, będą pewno na kozawpolsce, czyli moim bliźniaczym blogu o Polsce.

poza tym... eh, te notki pozwalają mi wrócić myślą i emocją tam.. i zdaję sobie sprawę, że nie tylko same miejsca ale i właśnie podróżowanie samo w sobie jest niesamowite.