poniedziałek, 18 maja 2009

WIOSKA LUDU KAREN przy Um Phang

Pueng-Klueng - wioska, znajdująca się na terenie Tajlandii, tuż przy granicy z Birmą (nazywaną obecnie Myanmar). trafiliśmy tam za pośrednictwem Um Phang Hill Resort z przewodnikiem Koko, który pochodzi z ludu Karen, zamieszkującego górskie tereny pogranicza. więcej o Um Phang, dżungli, najwyższym wodospadzie Azji pd-wsch oraz przedowniku Koko znajduje się w notce o Um Phang.
do tej wioski wybudowano rok temu drogę uklepaną - wcześniej była to ścieżka przez dżunglę. ludzie utrzymują się z turystyki, czyli przyjmowania gości w wiosce na noc, sprzedaży lokalnych wyrobów artystycznych (charakterystyczne torby, bluzki oraz sarongi) i wynajmu słoni. członkowie społeczności posiadają już dwa motoro-skutery, zarobione dzięki turystom, więc mogą swobodniej zaopatrywać się w nowoczesne produkty (czyli niedługo zacznie być tam śmietnik).

okazuje się, że rząd Tajlandii wspiera wioskę Pueng-Klueng.. kolektorami słonecznymi, które są lokalnym ekologicznym źródłem prądu. tego wieczora sprzęt ten przydał się szczególnie, ponieważ w wiosce było wesele! poniżej zaznaczam na czerwono kolektor:
znaleźliśmy się tam w trzecim dniu wycieczki, była z nami oprócz przewodnika jeszcze para Australijczyków. nocowaliśmy w 'domu' na palach, widocznym na zdjęciu powyżej. jednak przed snem na parę godzin odwiedziliśmy dom państwa młodych. widać ich, jak dają sobie całusa, a w ustach wspólnie trzymają banknot, wcześniej podarowany przez gości. tego typu zabawa, w różnych konfiguracjach..
..trwała jeszcze parę godzin po tym, gdy opuściliśmy chatę. młodzi mieli za zadanie zrobić tak z każdym datkiem pieniężnym, który otrzymali "na szczęście". szacuję czas tej zabawy na 3-4 godziny, sądząc po odgłosach zadowolenia męskiej części gości. para młoda była bardzo miła i przystojna. jak widać, są ubrani w tradycyjne stroje ludu Karen - kolorowe, o prostym kroju, z ręcznie wyszywanymi ściegami ozdobnymi.

ona jest chrześcijanką, on animistą. wioska w której będą mieszkać to miejsce rodziny pana młodego. w zwyczaju jest, by młodzi po ślubie mieszkali 2-3 lata w domu rodziny panny młodej (żeby było pewne, że facet jest dla kobiety dobry i o nią dba). ci młodzi nie mogą postąpić wedle tradycji, ponieważ panna młoda pochodzi z obozu uchodźców, w którym zdecydowali nie mieszkać. z tego względu ich wspólne życie rozkwitać będzie w domu jego rodziny.

wesele u Karenów nie było takie samo jak nasze tutejsze, polskie. owszem, była rodzina, było jedzenie (nie uczta, lecz parę krążących na talerzach potraw), były zabawy oczepinowe i inne, były pieśni.. ale ta pieśń była tylko jedna i w dodatku śpiewana w kółko przez samych mężczyzn, siedzących w kole i zasilających się happy water, czyli ryżowym bimbrem, nalewanym do szkieł z foliówki:
melodia była monotonna, przerywana co jakiś czas, lecz konsekwentnie ciągnięta, transowa, jak kołysanka. swoją melodyką przypominała raczej pieśń pogrzebową niż weselną, ale wbrew pozorom ta atmosfera muzyczna jest też obecna w tradycyjnych pieśniach weselnych z Polski - mam na myśli te archaiczne. śpiewacy ślizgali się dźwiękiem w górę i w dół, ciągnęli słowa w nieskończoność.. słowa w języku Karenów z tego obszaru były niezrozumiałe nawet dla Karena takiego jak nasz przewodnik Koko, pochodzącego z miasteczka nieopodal (30km przez dżunglę i góry ;)). po przetłumaczeniu brzmiały mniej-więcej tak:

... Czy mnie kochasz? Tak, kocham Cię, ale czy Ty będziesz dla mnie dobry? Będę dla Ciebie dobry, a czy Ty będziesz się mną opiekowała? Tak, będę się opiekowała Tobą, ale powiedz czy mnie kochasz szczerze? ...

pieśń ma swoją wyjątkową i niezbędną rolę: jest to dialog nowożeńców, który broni ich przed zakusami demonów, czyhających na ich młode szczęście. one, gotowe się wkraść do nowego związku, są zniechęcane zapewnieniami o miłości, które jak zaklęcia chronią parę przed złymi duchami. pieśń-zaklęcie ciągnie się przez cały czas wesela. a demon cały czas patrzy i słucha. na szczęście ta młoda para wyglądała na prawdziwie się lubiącą, więc demon nie będzie miał czego u nich szukać (i tego im życzę z całego serca :)).

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Uff odetchnęłam z ulga kiedy zauważyłam nowy tekst, bo dlugo się nic nie działo i już tracilam nadzieję na nowe przygody z Kozicą. Pozdrawiam

kozica! pisze...

Paulina to Ty?
odezwij się do mnie w miarę wolnego czasu, to się może spotkamy?

Anonimowy pisze...

Nie to nie Paulina tylko zupełnie ci nieznana fanka twojego bloga. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieje poczytać więcej bo z tak długiej podróży na pewno znajdziesz jeszcze wiele wątków to pogłębienia.

Leonard pisze...

nie to ja:)

No nie, Kozico i takie piekne perelki kisisz tak dlugo zanim je publikujesz.

Jestem ciekaw ile jeszcze takich swietnych historyjek masz w rekawie ???

kozica! pisze...

mam trochę, o ile już ich nie zapomniałam ;)

Anonimowy pisze...

super