piątek, 3 kwietnia 2009

CZAS

tydzień po lądowaniu odnalazłam zakupiony przed wyjazdem kalendarz na 2009 rok. to dobra wiadomość, bo tutaj życie pędzi w rytm spotkań i nowych pomysłów, a tam życie płynęło czasem wartkim, czasem spokojnym nurtem, ale zawsze płynnie i spontanicznie. tu spontaniczność też istnieje, ale system funkcjonowania układa jej owoce w daty i godziny spotkań i wydarzeń, spisanych w małym notesie z tabelami tygodni. bez kalendarza nie poradziłabym sobie (szczególnie jeśli szukam pracy :)).

wsiąkłam już w Polskę, minęły 2,5 tygodnia od przylotu. dziś miałam pierwszy napad nagłej niewyjaśnionej deprechy. impulsywnie chwyciłam za aparat i na ostatnim tchnieniu baterii, ładowanych jeszcze w Bangkoku, fociłam wszystko, co wydawało mi się ciekawe w kuchni. robiłam tak, jak tam. odświeżyłam zwyczaj, bez którego poczułam zaniepokojenie, po czym poczułam od razu większy spokój. czas aktywnie zacząć tworzyć bloga Koza w Polsce..

przygotowując zdjęcia do Spotkania po-podróżniczego natrafiłam na parę takich, które szczególnie mówią o zagadnieniu Czasu.

Kambodża, Phnom Penh. teren pałacu królewskiego i podarunek od Napoleona III dla króla Kambodży - pawilon herbaciany, widoczny na zdjęciu poniżej. koronkowa robota w metalu. teraz rdzewieje, ale nadal jest źródłem zauroczeń. i kluczowy element pawilonu - Zegar na jego szczycie, zwieńczenie Zachodniej Myśli, urządzenie ODMIERZAJĄCE CZAS.
dla przyzwyczajonych, zachodnich oczu, to naturalny element. na szczycie PKiN w Warszawie również jest zegar. w zachodnim świecie zegar pomaga się orientować w codziennych wydarzeniach.
obok stoi piękny budynek, sala tronowa króla Kambodży. strzelisty, z symbolizującymi Nagi, mityczne smoki-węże, skrzydłami na czubku dachu. jakby pozaczasowe, nie-nowoczesne ale i nie stare. nie widać na nim czasu. jest coś w Azji, co odsuwa wymiar Czasu poza granice świadomości, szczególnie dobrze można to poczuć w Laosie.
Francuzi przyjeżdżają do Laosu malować stare ulice Luangprabang, przy których stoją stare świątynie. świątynie buddyjskie obecnie mają ten sam styl co dawniej - nawet budowane współcześnie budynki świątynne oraz kremacyjne są budowane dokładnie według tego niezmiennego wzorca. nie widać śladu czasu, nawet elektryczne kadzidełka wtapiają się w tło, udając prawdziwe - ale to nie ma znaczenia, podobnie jak wiecznie palący się płomień w kościołach chrześcijańskich jest teraz głównie diodą zamkniętą w czerwonym szklanym lampionie nad ołtarzem. są pewnie rzeczy, które niosą w sobie ducha, pozaczasowe przesłanie, a może najwłaściwszym słowem byłoby: Obecność.
na ulicach Luangprabang ludzie pamiętają o tym, być może podświadomie, w każdym zakątku. wprowadzają tam tę Obecność. tak ja to postrzegam.

jak się spotkać z Obecnością? to źle postawione pytanie. można tylko nią Być!
każdy, kogo impresje czytałam z Laosu, wspomina o tym, że Laos to nie państwo, to nawet nie kraina, tylko to jest stan umysłu. to prawda. nie napiszę o tym nic więcej, słowa są bezużyteczne w takich obszarach. sedno tkwi w doświadczeniu Obecności, które towarzyszy każdemu z nas zawsze i wszędzie, a pewne miejsca i sytuacje potrafią je wydobyć bliżej powierzchni świadomości.

Azja płynie czasem.. czasami tutaj nam czas upływa, ale tam tak nie jest. Azja i podróżowanie daje szansę zachodniemu umysłowi, by został wstrząśnięty, poruszony różnicą i uświadomiony na temat możliwości innego porządku rzeczywistości, niż tego, z którym spotykamy się na co dzień w naszych kalendarzach i zegarach. i to jest właśnie niesamowite, dlatego warto to robić.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Sadzę, ze CZAS poświęcony podrożom i poznawaniu różnic kulturowych, niezwykle wpłynał na rozwoj duchowy naszej Kozicy:)
Taka widziana przez Ciebie i rozumiana glebia doznań pod wpływem doświadczanych zdarzen, pozwala szybciej i pewnie trafniej oceniac ludzi i otaczajacy ich (nas) swiat. A co za tym idzie - oszczedzasz czas na inne, jak juz to okazalas, ciekawe i pouczajace nas wszystkich (i Ciebie:) doznania.
Czas to wyznać, DZIEX:)!!
iwakoz
ps Bardzo ciekawe sa te spostrzezenia i przemyslenia