czwartek, 5 marca 2009

Phuket, czyli miasto pachnace przeszloscia. pierwsze wrazenia.

niewidoma kobieta prowadzi nas do odpowiedniego pokoju w bardzo starym hotelu, gdzie zamierzamy spedzic noc. podloga skrzypi pod stopami. sama zgubilabym sie tu od razu, na jednym pietrze jest paredziesiat pokoi, korytarz zakreca, rozdziela sie, bladzi wokol schodow w rozne strony i w tych rozlakach i zlaczeniach nie widac wiekszego numerycznego sensu. Tajka otwiera odpowiednie drzwi: pokoj numer 38. pierwsze spojrzenie -nieodmalowane sciany sprawiajace wrazenie brudnych, okno na beton i czysta lazienka ze starym metalowym prysznicem. cicho sie zastanawiamy, wiemy ze wolimy tu nie zostawac. ona to wyczuwa i mowi czesciowo po angielsku a czesciowo tajsku:
- wiecie w tym pokoju spal Leonardo.
oczekuje wyraznie na nasza reakcje, chyba to co powiedziala znaczy cos wyjatkowego ale my tego nie lapiemy.
- slucham?
- kiedys ten pokoj wzial Leonardo.
- ...??
- w tym pokoju spal Leonardo...! :)
- aaa, Leonardo DiCaprio...! Maciek.. slyszysz?!
wytrzeszczamy na siebie oczy z rozbawieniem i niedowierzaniem. wiemy ze sluchy na temat Leonarda i jego domniemanego domu na Ko Lancie czy gdzies w poblizu chodza czasem jako zart a czasem jako informacja uznana za prawdziwa. Maciek pare chwil potem uznal to za zart miesiaca. bynajmniej, jest z czego rechotac :)
- nie potrzebujemy Leonarda, bardzo dziekujemy! czy mozemy zobaczyc inny pokoj? :)))
ten inny pokoj pachnie plesnia a ten z Leonardem zostal zajety gdy pytalismy o inny, wiec zostalismy zmuszeni by pozostac pod nowym numerem 31 w Hotelu On On (nota bene zalozonym w roku 1929!).

Phuket bzyczy...... bynajmniej nie komarami lecz elektrycznymi kablami i slupami, na ktorych wisza skomplikowane zwoje tworzace prawdziwe autostrady energetyczne. do niektorych kabli dowieszony jest jeszcze zwoj bialych lampek, by oswietlac ulice w sposob tworzacy przytulna i lekko surrealistyczna atmosfere. z poczatku, gdy jechalismy do miasta Phuket na wyspie Phuket, tereny otaczajace autostrade wydaly mi sie wyjatkowo brzydkie, zasmiecone, a nawet w jakis sposob jalowe i niewykorzystane. teraz, bedac w samym miescie, ciesze sie ze tu jestem. niemalze mozna swoim architektonicznym zmyslem wyczuc korzenny zapach starego Syjamu.. co rusz potykam sie o stare kamieniczki, ktorym ochoczo robie zdjecia. niektore pozostawione same sobie, inne pomalowane na zywe kolory dzieki ktorym odzyskaly zycie i niewatpliwie przezywaja swoja druga mlodosc!na ulicach ruch uregulowany jest swiatlami, co wprowadza tylko troche wiecej poczucia bezpieczenstwa dla pieszego.

Phuket odbieram jako przytulne i zaciszne miasto, mimo, iz jest to chyba najbardziej turystyczny obszar poludniowej Tajlandii. co tu mozna robic? przejsc sie chlonac powiewy historii, zagladac do chinskich swiatynii, przejrzec zawartosc sklepow wygladajacych wcale nie tak turystycznie a raczej tradycyjnie, isc do kina, zaplanowac dalsza droge.. czego tu nie mozna znalezc? czystej wody - kanaly ktorych Phuket jest pelne sa prawdziwymi kwitnacymi sciekami - az sie boje kapac w morzu do ktorego to wszystko wpada! nie mozna tez znalezc zacisznego miejsca dla relaksu, w koncu to miasto, o czym nieustannie przypominaja spaliny i halas silnikow.

jest to niewatpliwie miasto tajskie, o czym przypominaja leniuchujace w cieniu pudelki:

jutro zbadamy sytuacje lepiej. wokol Phuket jest pare plaz, w tym jedna ktora jest ponoc na prawde ladna i ktora postaramy sie zobaczyc. poza tym zamierzam spelnic swoje male marzenie i poogladac jachty w porcie, musze sie tylko dowiedziec gdzie to sie znajduje. mysle ze watro jeszcze raz przejsc sie po miescie i lepiej przyjrzec mniejszym uliczkom, gdzie stare budynki czasami zaskakujaco zostaly odrestaurowane.

przyjechalismy dzis po poludniu wiec na razie tyle wrazen. po Phuket marzy mi sie zobaczyc zatoke Phang Nga i istniejacy tam park narodowy, ale to za jakies 2 dni.


na koniec tej notki pozdrawiam wszystkich mnie Czytajacych!!! tak sie sklada, ze wiem skad mnie czytacie, bo zainstalowalam sobie w Chiang Mai 1 lutego Google Analytics, ktore sledzi odwiedzalnosc mojego podrozniczego bloga. bardzo sie ciesze bo okazalo sie ze okolo polowa z Was, ktorzy tu zagladacie, wraca by znowu mnie poczytac! w dodatku jestescie z calego swiata: 80% z Polski (z 42 miejscowosci!) a 20% z poza naszego, zaczynajacego pachniec wiosna, kraju! ciesze sie ze moge Wam cos interesujacego podarowac. jesli macie jakies pytania, komentarze, to zachecam Was serdecznie do ich napisania :) jeszcze raz dziekuje i sie ciesze!


6 komentarzy:

Leonard pisze...

Ja czytam siedza w Bangkoku ;-)
Czekam na dalsze relacje....

Anonimowy pisze...

Phuket to już mi się tylko "z karą za grzechy" kojarzy. Czy widzicie ślady po tamtym tsunami? P.

Anonimowy pisze...

Chetnie popatrze na zdjecia, aby porownac je z wyobrazeniami jakie mi nakreslilas tekstem:)
iwakoz

kozica! pisze...

huevoscocodrilo --> dzieki za ujawnienie sie :) masz rowniez ciekawego bloga, bede zagladac.

iwakoz--> zdjecia wrzucilam i dodalam czasem jakies slowo. i jak wyszlo porownanie?

Paulina --> nie jest tak zle! mi tez sie z kara za grzechy kojarzylo i nie chcialam jechac ale mnie Maciek czesciowo przekonal a czesciowo zaciagnal, wiec mialam te szanse i przekonalam sie ze jest tu ciekawie!
na pytanie o slady tsunami odpowiadam w nastepnej notce.

Anonimowy pisze...

Porownanie wyszlo na urzeczywistniony PLUS.

Czyli bajzello z kablami - to sobie wyobrazalam nawet gorzej (wiec plus:),
a urocze domki, sa takie...barbiowe, serio, jak z filmu ktory ma Zuzia, ale nawet slodsze, czyli tez na PLUS!
pa pa
i dzieki
iwakoz

Rouvy Explorer pisze...

No ja juz bede pisac i czytac z polska! 3 dni wracalem do Polska i w koncu sie udalo... :D Powodzenia w Phuket i dalej w BKK. Polecam sobotni market mozna na prawde super zakupy zrobic przed powrotem do kraju.