piątek, 20 lutego 2009

Park Narodowy Khao Yai

na prawde warto wybierac sie na wycieczki w nature z przewodnikiem, ktory wskaze o wiele wiecej niz sami bysmy zauwazyli swoimi niebieskimi lub zielonymi oczami przyzwyczajonego do asfaltu Bialego czlowieka! to kolejne doswiadczenie po Um Phang, kiedy docenilam obecnosc lokalnego przewodnika, zaangazowanego w dzika przyrode. sama widzialabym rozne ptaki, nawet nie zdajac sobie sprawy czemu tak a nie inaczej spiewaja albo dlaczego maja takie a nie inne kolory. sama byc moze nie dotknelabym lian by porownac ich twardosc i nie domyslilabym sie, ze ta miekka kryje w sobie pitna wode, mimo iz wyglada jak zdrzewiala. przewodnik pomaga zrozumiec nature, a to znaczy, ze mozna sie bardziej do niej zblizyc i... podziwiac bardziej intensywnie.

zywa natura
nazwe parku Khao Yai tlumaczy sie z tajskiego jako Duza Gora. najwyzsza gora nie jest super wysoka, ma 1350m n.p.m., ale za to jest to najstarszy i trzeci co do wielkosci park narodowy Tajlandii i ewidentnie zasluguje na nazwe nawet troche pompatyczna. :)

jest pelen zycia - zwierzeta wychodza na droge prowadzaca z polnocy na poludnie, wszedzie slychac ptaki, gdzie nie spojrzec cos sie rusza (np. mrowki). widzielismy sarne zjadajaca swieze opadle z drzewa czerwone platki kwiatow, ktore lezaly na poboczu drogi. sarna byla przestraszona nami ale z drugiej strony, jak sie dowiedzielismy od naszej pani przewodnik, sarny pokazuja sie publicznie tylko w okolicy glownej siedziby parku, bo w miejscach bardziej dzikich czeka na nie mnostwo niebezpieczenstw typu tygrys - lepiej sie wiec nie wychylac. mialam szanse spojrzec w oczy makakom, ktore chetnie wychodzily na droge (moim zdaniem prawdopodobnie dlatego, ze w jej poblizu turysci wyrzucali "za burte" organiczne odpadki typu skorka od banana lub resztki trzciny cukrowej). park Khao Yai jest zywym miejscem, rzeka zycia a moze raczej kolo zycia, gdzie mozna podejrzec przepiekne i zwyczajne zycie tutejszych roslin i zwierzat, wchodzac bezpoisrednio w dzungle.

makak na drodze:
to miejsce slynie z gibonow. udalo nam sie zaobserwowac czteroosobowa rodzinke pod koniec dnia. pogonilismy za nimi przez haszcze, pole i dzungle, by wreszcie moc je dojrzec w koronach drzew. jedna z nich jest biala - to mama - a reszta, 2 dzieci i tata, sa czarne. to wspaniale doswiadczenie, gdy nasz wzrok sie spotyka. to ciekawe, na prawde ciekawe, az sie chce zostac i patrzec dalej, nawiazac kontakt. zwierzeta w tym parku wydaly mi sie piekne, a czesto tez urocze, co swiadczy chyba o tym, ze podziw mnie opanowal i nie puszczal.

czuc, widziec i slyszec nature
Nan, nasza przewodniczka z Wildlife Safari w pobliskim Pak Chong (polecamy wycieczki ale guesthouse jest sredni choc mily), jest jedyna kobieta w Tajlandii specjalizujaca sie w ornitologii praktycznej. w zwiazku z tym wiele razy zbaczalismy z glownego szlaku, ganiajac za ptaszkami. niektore byly szare, inne kolorowe, ale wszystkie spiewaly przeslicznie i mialy bogate linie melodyczne, poniewaz maja teraz czas parzenia sie. ponadto Nan wskazywala nam rozne rodzaje odchodow, wskazujac nam pozniej przy obiedzie ich wlascicieli w kolorowej ksiazce ze zwierzetami Tajlandii. Nan pomogla nam glebiej zobaczyc dzungle i glebiej ja uslyszec. jak ja glebiej uslyszec? wystarczy byc cicho i nastawic swoje drugie uszy w postaci polozonych za pierwszymi uszami dloni. wtedy wszystkie rozpraszajace nas z bokow dzwieki znikaja, a te z przodu zabieraja prawdziwej glebi. szczegolnie, jesli sie stoi na wysokim klifie a w dole jest tylko dzungla.....
pode mna pareset metrow.
zaobserwowalismy z Mackiem jeszcze jedno zjawisko, tym razem dotyczace ludzi. nasi wspoltowarzysze wycieczki mieli drogie aparaty fotograficzne z ktorymi nie rozstawali sie nawet na chwile. jak trzeba bylo zobaczyc malego ptaszka posrod lisci, lian, paproci i trawy, to oni robili to przez.. obekityw aparatu fotograficznego. robili zdjecia wszystkiemu i w zwiazku z tym prawie nie patrzyli na to wszystko swoimi oczami bez posrednictwa szkla obiektywu. z doswiadczenia wiem, ze takie ganianie za zdjeciami daje sporo satysfakcji i jednoczesnie moze pozbawic osobistego kontaktu z obiektem fotografowanym, bo wszystko co widzialne zaczyna byc traktowane jak potencjalne zdjecie z 4 katami prostymi. pozostawiam to spostrzezenie do przemyslenia.

a oto przyklad tukana przez szklo lornetki, ktore z kolei zostalo sfotografowane dla mnie przez Nan.
i jeszcze jedno: motyle wiedza kiedy chcesz im zrobic zdjecie, maja ten swoj dodatkowy zmysl i dzieki niemu udalo mi sie wykonac niestandardowe, calkiem niezle, artystyczne zdjecie! ;) ten gatunek jest potocznie nazywany Niebieskim Tygrysem.
a teraz - deszcz! pierwszy raz od 2 miesiecy, z blyskawicami. dlugo wyczekiwany, upragniony przez ziemie i nas. pojawil sie wczoraj, skapo ale nam wystarczylo by sie uradowac. teraz, gdy pisze, pada prawdziwie standardowo, tzn. dlugo, z grzmotami, woda wsiaka w ziemie i jest chlodniej. juhuuu! i ufff!

wracajac do parku: nie sposob opisac wszystkiego co spotkalismy i kazdej opowiesci, jaka uslyszelismy. dlatego ogranicze dalsze spisane wspomnienia do tych, ktore zapamietalam najlepiej i dodam pare zdjec. widzielismy m.in.: grube drzewa cynamonowe, ktorych nie jestem w stanie objac, liany oplatajace starsze drzewa, ogromne drzewo-liane ktore pozostalo w srodku puste po smierci drzewa-zywiciela, na ktore Maciek sie wspinal. i przepiekne kolory nieba o zachodzie Slonca. zapamietalam tez czerwona jaszczure z ubikacji, usadowiona na belce sufitowej tuz nad spluczka oraz dziki gatunek kurczakow wietnamskich, ktore tajscy straznicy sprowadzili i trzymaja jako zwierzeta domowe w miejscu swojej pracy w najwyzszym punkcie parku Khao Yai w bazie wojskowej. i nade wszystko pamietam przepiekna zielen tego sezonowego lasu deszczowego, ktora nabierala odcieni przez swiatlo Slonca na roznich glebokosciach dzungli. obrazu dopelnia brak sloni przy ich ulubionym miejscu lizania soli (w koncu nie byly gwarantowane przez przewodnika ;)).

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Hej Impresjonistko zachwycona!
Jestes w prawdziwym zywiole! Niezle wyglada to Twoje ZYWIOLE:)
Wybaczam brak sloni
i...dziekuje za brak tygrysow:)
caluje
iwakoz

Anonimowy pisze...

Wspaniałe rzeczy. Podglądanie natury - wyciszanie samego siebie, otwieranie wszystkich zmysłów, szukanie życia innych w gąszczu i zieleni - ale Wam tego doświadczenia zazdroszczę. I te ptaki! Tukan na żywo! I ten skalny "balkonik" nad dżunglą - ach, znaleźć się tam kiedyś i cieszyć przestrzenią u stóp...
P.