piątek, 16 stycznia 2009

Vang Vieng - kolejne dni

co za miejsce! niby wiocha zyjaca z turystyki, a wystarczy pokrecic sie chwile po dalszych ulicach, zostac 1 dzien dluzej, wychylic nos poza "backpackerska" czesc miasta i widac piekne rzeczy, dziwne rzeczy, rzeczy ktorych wczesniej nawet sobie nie wyobrazalam.

na przyklad? hm... jaskinie! tunele pelne goracego powietrza, w ktorych czuje sie tak jak nigdy, wychylam glowe w lewo do gory i widze ogromne stalaktyty solne, w prawo - widze diamentowe oko pajaka ktory jest wielkosci dloni (po jakims czasie dowiedzilismy sie ze na szczescie nie atakuja ludzi, uffff!!!! ;), patrze w dol i widze drewniana drabinke, a pod nia 2,5 metra pustki i na koniec ledwo mieniaca sie w swietle latarki wode, tak przezroczysta, ze bez latarki trudno odroznic ja od powietrza. specjalnie na te okazje mam przy sobie album Andreasa Vollenweidera "Caverna Magica", ktory serdecznie polecam kazdemu do posluchania :)

co jeszcze? gory...! a raczej ogromne czarne skaly, ktore wygladaja jak plyty tektoniczne, ktore w pewnym momencie wydarly sie ziemi pod katem prawie pionowym, a potem porosly drzewami. wspinaczka po nich to ciagla lamiglowka - gdzie tu postawic noge? powoli, powoli, az w koncu widac w dole malutkie miasteczko Vang Vieng i ten wiecznie wiszacy w powietrzu bialy pyl, przez ktory trydno dostrzec cos dalej.

czy jeszcze cos? tak, widzialam dzis walki kogutow. pisalam ze nie chce isc ich ogladac, ale one przyszly do mnie i zaskoczyly mnie tuz pod naszym domkiem. nie wiedzialam dotad, ze koguty moga kopac z wyskoku i przepychac sie szyjami.
wydaje sie, ze prawie kazda rodzina trzyma tu przy domu koszyk, a pod nim koguta, przeznaczonego tylko do walk.
osobiscie daleka mi jest mentalnosc wystawiania zwierzat na walki i nie bede wybierala sie specjalnie na takie widowiska. tym razem potraktowalam to jak przejaw lokalnego zycia, cotygodniowego planu dnia, spotkania znajomych i ich kogutow na terenie ich domu, w ktorym sama jestem gosciem.

co jeszcze, czy co jeszcze? ach tak, rzeka :) kajakiem po rzece plynie sie calkiem milo, moze troche przydlugo bo rzeka zimna a kajak niewygodny. z drugiej strony, tak czystej rzeki nie widzialam chyba nawet w Polsce. jest krystalicznie przejrzysta i prawdopodobnie bierze sie z lokalnych wywierzysk jaskinnych. kolejny fenomen, tzw. "tubing", polega na wsadzeniu sie w dmuchane kolo, saczeniu z kubelka alkoholu z lodem i przygladaniu sie widokom na brzegach przez przyciemniane okulary. osobiscie nie robilam tego bo rzeka zimna a ja wychodze z przeziebienia. na rzece znajduje sie parenascie skupisk mlodych rozwrzeszczanych i prawie nagich imprezowiczow, ktorzy przy glosnej muzie skacza do glebszych miejsc, czekajac az kolejni pijani przedryfuja w kole i zrobia miejsce na skok. szybko wsiedlismy do naszego kajaka i poplynelismy dalej, obserwujac to zjawisko ze srodka rzeki. chwile pozniej zainstalowalismy sie w cichym i pieknym barku na klifie, gdzie Lao Beer ochlodzilo nam popoludnie. dzien zostal uznany za ciekawy :).

jutro jedziemy do Luang Prabang z samego rana.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oleńko,
PIEKNIE otwierasz oczy na swiat
dziekuje :)
całusy
iwakoz
Oto cytat:
"Podroz przeciez nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie konczy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistosci zaczyna sie duzo wczesniej i praktycznie nie konczy sie nigdy, bo tasma pamieci kreci sie w nas dalej, mimo ze fizycznie dawno juz nie ruszamy sie z miejsca"
Takie stwierdzenie przezuwalismy wspolnie, rodzinnie i naglosnie dzis przy sniadaniu.
(ta ksiazka juz byla cytowana na tym blogu:) - dziekuje)
A potem Zuzia prawie spoznila sie do szkoly:)........trudno:))

kozica! pisze...

cytat Kapuscinskiego i to, ze pisze tego bloga a Maciek swoje maile, maja duzo wspolnego. dzieki temu ze zapisujemy wrazenia, to bedzie latwiej przywolac i zatrzymac przy sobie te wspomnienia.

ciesze sie ze wyluzowaliscie ze szkola :) nie ma co sie napinac, wg mnie i tak najfajniejsze i najwazniejsze rzeczy dzieja sie na studiach. ale to moje subiektywne spostrzezenie

pozdrawiam z Luang Prabang