piątek, 30 stycznia 2009

Mekong, czyli podroz przez Pakbeng i Huay Xai

przez w sumie 2 dni plynelismy po Mekongu. 1 dzien przerwy zrobilismy sobie w Pakbeng, poniewaz Maciek nie czul sie dobrze. teraz jestesmy w Huay Xai, przy Mekongu, po stronie laotanskiej. przyplywajac blisko zachodu Slonca, slyszelismy koguty tajskie i laotanskie, gadajace ze soba przez szeroka rzeke, czy raczej Rzeke, jaka jest Mekong.. smialismy sie z Mackiem, ze one pewno nie zdaja sobie sprawy, ze gadaja z kims z innego panstwa :)

od rana do zachodu Slonca, przez dwa dni, przebywalismy na Rzece. nie osmiele sie nazwac Mekongu rzeka, poniewaz odnosze zbyt silne wrazenie, ze jest on jakby Uroczysty a jednoczesnie Zwykly, jest domem dla 7,5 metrowych Ryb (widzielismy zdjecie jednej ryby, nazwanej Krolowa Nag - nagi to mityczne stwory, ktore ozdabiaja zwykle dachy i wejscia do watow buddyjskich, podobne do weza-smoka-ryby). Mekong, Mekong.. czy to ta sama woda, po ktorej plynelismy na delcie w Wietnamie? jest cos poetyckiego, a jednoczesnie bardzo codziennego w Mekongu. Laotanski Mekong co dzien jest ten sam mimo, ze dwa razy nie jest podobno mozliwe, by wkroczyc do tej samej rzeki. tylko ze to nie rzeka, tylko Rzeka :) wszystko jest mozliwe.

plynac w dlugiej, powolnej lodce, obserwowalam slady po wodzie, ktore Rzeka pozostawila na kamieniach i klifach, odcinajac strefe zalewu linia zaschlych mineralow i brakiem roslin na piachu wybrzezy. poziom Mekongu jest pare metrow wyzszy w czasie pory mokrej, wygladalo to na 3 metry. w obecnym czasie bezpiecznie jest podrozowac powolnymi lodziami, poniewaz lodki szybkie moga rozbic sie na skalkach, ukrytych tuz pod powierzchnia wody albo otrzec sie niebezpiecznie o mielizny. mimo to lokalni uzywaja szybkich lodek na co dzien, uczac sie na pamiec bezpiecznej drogi po Rzece.

w srodku naszej dwudniowej podrozy zostalismy przez dzien w Pakbeng, malutkim miasteczku-wsi, w ktorej spotyka sie koniec drogi z autobusami na polnoc kraju oraz port dla lodek. miasto ozywa przy zachodzie Slonca, poruszone przyplywem turystow, lokalnymi uganiajacymi sie by sprzedac miejsca noclegowe, resturacjami ktore odbywaja cowieczorny rytulal gotowania dla przybyszow. w ciagu dnia miasteczko pokazuje inna twarz. wystarczy przejsc sie dalej od portu by to zobaczyc i poczuc. mielismy okazje poznac te droge, szukajac lekarza dla Macka. na szczescie Maciek czuje sie juz dobrze ale przy okazji bylismy swiadkami roznych dziwnych rzeczy. pierwszym bylo miejsce - szpital, pozamykane sale, tylko w jednej lezala jakas mloda kobieta pod kroplowka, slady krwi na scianach, zadnego lekarza. za lekarzem uganialismy sie okolo pol godziny, lokalni raczej nie byli chetni do pomocy, tylko coponiektorzy ruszyli sie by nam wskazac przyblizony kierunek domu lekarza. sam lekarz wydal nam sie w porzadku, chociaz oczywiscie porozumiewalismy sie glownie na migi. z tego powodu nie zycze nikomu znalezc sie w zdrowotnej potrzebie w Laosie.
druga rzecza, ktora nas wyjatkowo zdziwila i zszokowala bylo zarzynanie psa przy ulicy. jak to, psa? tak, psa! ale dlaczego? nie wiemy, byc moze pan ktory to robil chcial zgromadzic krew tego zwierzecia do jakiegos animistycznego rytulalu lub przeblagac nia jakiegos ducha? myslimy tak, poniewaz widzimy juz wyraznie, ze Laos jest krajem z religia glownie animistyczna a nie buddyjska, mimo watow i mnichow. osobiscie mysle ze kazda idea, w ktora sie wierzy bez sprawdzenia i glebokiego przemyslenia, bedzie krzywdzaca, tak bezmyslnie praktykowany buddyzm, chrzescijanstwo, jak i animistyczne wierzenia. dlatego mimo iz rozumiem, ze ktos szczerze wierzy w potrzebe zabicia tego psa, uwazam, ze jest to krzywdzace i w efekcie nie pomoze nikomu.

obecnie czekamy na przekroczenie granicy z Tajlandia, co zrobimy rano, tuz po otwarciu biur. ponizej zamieszczam, za pozwoleniem Macka, Jego notke o wiochach i gorach laotanskich. milego czytania :)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Mam nadzieje ze Maciek czuje sie juz lepiej....

Olu, czy Ty odnawiasz swoj patent zeglarski, sterujac bardzo powolna lodzia po Mekongu? :)


caluje
iwakoz

kozica! pisze...

ha ha :)
chyba bym sie nie odwazyla sterowac na Mekongu, gdy widzialam jak laotanczycy klucza po rzece zeby znalezc bezpieczne miejsce do plyniecia! :)

Anonimowy pisze...

"Psa? Po co?"
Dziecko drogie - na obiad...

Anonimowy pisze...

na Żoliborzu za oknem biało i mokro jednocześnie
/ T.

kozica! pisze...

no tak - na obiad... a ja tu o jakis wydumanych animistach sie rozpisalam ;) tak naprawde to moze i na to i na to!