wtorek, 20 stycznia 2009

Luang Prabang

samo stare miasto, umieszczone na liscie dziedzictwa swiatowego UNESCO, jest spokojnym na powierzchni i buzujacym pod powierzchnia centrum turystyki na ten region. Luang Prabang jest to male miasto, ktore dzieli sie na miejsce poswiecone calkowicie (lacznie z cenami) turystom i na czesc typowo laotanska, gdzie oprocz paru ciekawostek w postaci targow i swiatyn nie ma nic nadzwyczajnego (oczywiscie oprocz nadzwyczajnego laotanskiego klimatu, ktory tu panuje!).

Laos jest poza czasem, kazdy dzien wyglada tu podobnie i jesli stracilo sie poczucie czasu w podrozy, to tutaj zatraca sie jeszcze te resztki poczucia czasu, ktore pozostaly. codzienny nocny targ wyrobow artystycznych, pelen chust, zabawek szytych z wzorzystych skrawkow materialu, seryjnych 'obrazow', ladnie rzezbionych wieszakow na szale ozdobne na sciane, ubran typowo turystycznych z nadrukiem 'Lao Beer' czy 'LAO P.D.R.', ubran szytych ze skrawkow niezbyt czystych wzorzystych szmatek, kapeluszy i czapek w ktorych wyglada sie komicznie i charakterystycznie.... ach i lampy, ktore prezentowane po zmierzchu nadaja temu miejscu bajkowy kolorowy nastroj. lampy z papieru czerpanego i jakis ciekawych nici, obwiazywanych w taki sposob, ze formuje sie gietka kula. osoby uwielbiajace polowania na ciekawe i piekne rzeczy maja tu raj. ja wlasnie dlatego ucze sie oszczedzac i jeszcze nic nie kupilam ;). ale dzis wieczorem zamierzam zdobyc upolowany pare dni wczesniej plecaczek z artystyczna naszywka ;)

Luang Prabang jest pelne swiatyni buddyjskich i klasztorow, sluzacych za dom mnichom i tym, ktorzy na jakis czas staja sie mnichami. wg tradycji kazdy laotanski chlopiec i facet co jakis czas idzie do klasztoru na jakis czas. dokladnie nie wiem na ile wiec nie pisze, ale mozna wyczuc atmosfere zabawy pomieszanej z lekkim znudzeniem, gdy obserwuje sie mlodych 'mnichow', ktorzy przygotowuja sie do wieczornych spiewow i zartuja miedzy soba w ich trakcie, gdy ktorys sie pomyli. mowia, ze medytacje lubia tak sobie, bo to ciezka praca. to prawda, nie jest latwo skupiac sie na oddechu wytrwale przez pare godzin dziennie. mysle, ze do tego potrzebna jest motywacja, np. taka jak ma Maciek, a tacy mlodzi czy starsi moga jej po prostu nie miec i traktuja to jak lekcje religii. latwo jest wytworzyc sobie w glowie schemat laotanskiego mnicha jako natchnionego i skupionego adepta sztuki medytacji a trudniej otworzyc oczy i zobaczyc, ze sie nie tylko medytuja ale tez smieja i szturchaja w czasie spiewow, chodza do kafejek internetowych wieczorem i pala czasami papierosy. szok? :) podejdz blizej i sam zobacz, porozmawiaj! :)

mysle, ze Luang Prabang w obecnym czasie jest juz niesamowicie turystycznym miejscem i osoby szukajace zacisznego kata pelnego swiatyn juz nic tu nie znajda. moze to moje wrazenie powstalo pod wplywem okresu w ktorym odwiedzamy to miasto - jest to czas najbardziej turystyczny, byc moze mozna odnalezc tu cisze i spokoj w innych porach roku, np. w porze deszczowej. tego nie wiem. ale na pewno mozna poczuc sie zdumionym pieknem zachowanych swiatyni i urokiem wieczornych ulic pelnych cieplego swiatla oraz tym, ze w kafejkach internetowych rok liczy sie tu wg kalendarza buddyjskiego, czyli obecnie mamy tu rok 2552!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wow!
sama Olu wiesz, co dla mnie znaczy umiejetnosc stworzenia rzeczy, odwzorowujacej wyobraznie czlowieka czujacego-myslacego,
WIEC TERAZ,
TO JA TEZ CHCE TAM BYC! ....auu!
caluje
iwakoz

Anonimowy pisze...

2552 wygląda o wiele lepiej niż 2009;)
Zaczynam mieć dość tego błota i szarości za oknem. Też chcę do Laosu buuuu......
P-a