piątek, 9 stycznia 2009

Bangkok na urodzinowo + szpitalna niespodzianka

URODZINY
drodzy!

mam juz 25 lat. wczraj byly moje urodziny i SERDECZNIE DZIEKUJE ZA WSZELKIE ZYCZENIA :))))

wczoraj sie lenilismy, poszlismy na masaz, zalatwilismy sobie bilety do Vientiane (Laos) na dzisiaj w nocy (kuszetka) i na koniec poplynelismy rzeka do dzielnicy wiezowcow i poszlismy do restauracji Vertigo, znajdujacej sie na 59 pietrze, a wlasciwie to 60 bo na dachu hotelu. bylo BOSKO! o cenach nie wspomne ;) wybitnie nie byl to budzet plecakowca! ale drinki na prawde byly swietne a widok taki ze nie mam jak go opisac..
trudno sie nie szczerzyc ze szczescia :)
na dole korek samochodowy pokazuje mi sie jako flaga Polski! kolory moze nie sa odwzorowane dokladnie ale ruch tu jest lewostronny, wiec po prawej macie bialy, a po lewej czerwony. vivat Polska!
tata mnie prosil o zdjecia panoramiczne - prosze bardzo :)

BANGKOK
przesiadujemy teraz na Khao San Road, w obszarze plecakowcow (tzw. backpackers-ow). ewidentnie trudno sie tu zorientowac ze to Tajlandia - jedyny slad to skosnoocy sprzedawcy, "thai massage" wszedzie i "pad thai" (kluchy z warzywami) w menu. klimat przypomina raczej to jak wyobrazam sobie wyluzowana Ameryke z mnostwem zywych osobliwosci.

DENGA
teraz watek o szpitalu. pisalam troche o tym, ze jestem w szpitalu itp., wiele z Was sie mnie dopytuje o co chodzi. otoz chodzi o to, a raczej chodzilo, ze mialam denge, ale to byla kozia-denga (nazwa pochodzi od moich rodzicow i pasuje do sytuacji jak ulal), czyli jej nie bylo..

historia jest dla ludzi, ktorzy lubia dreszczyk emocji ;)
1 stycznia z rana udalam sie do lekarza w Siem Reap, by skonsultowac moje objawy: bolaca strasznie szyja, temperatura 37.3 przez tydzien i zmeczenie. troche tez bolalo mnie gardlo. lekarz mnie przebadal i zaproponowal test na malarie i denge "jakby co". zgodzilam sie i za pol godziny dowiedzialam sie, ze mam we krwi przeciwciala, ktore odpowiadaja za aktualne zwalczanie dengi. bylam zdziwiona ale coz - krew to krew, chyba nie klamie!? wrocilam wiec do naszego zwariowanego Good Kind Guesthouse (gdzie koty i psy sa niespelna zmyslow i w nocy wydaja chore dzwieki, gdzie opieka hostelu wszystko miesza i zapomina, gdzie czeka sie godzine na jedzenie i dostaje sie cos kompletnie innego niz sie zamowilo, gdzie opieka hostelu urzadza sobie nocne imprezy i gdzie nikt nie wie o co chodzi - pokoje czyste i tanie ale tylko dlatego tam zostalismy). Maciek byl zszokowany moim wynikiem krwi, za 2 dni udalam sie znowu do lekarza i znowu wyszlo ze przechodze denge! Maciek wybral sie takze do lekarza w tej sprawie ale trafil na jakiegos innego, ktory okazal sie niekompetentny w tym zakresie. w kazdym razie wyszlo ze Maciek dengi we krwi nie ma! wyobrazcie sobie poziom emocji, ktory nam towarzyszyl (i jeszcze ten Angkor za dnia, ach!), a co dopiero musiala przezywac nasza rodzina, gdy wyczytali opis dengi w internecie! huh, ostro ;)
udalam sie do lekarza po raz trzeci po kolejnych 2 dniach i juz teraz wyszlo, ze we krwi nie mam ani przeciwcial odpowiadajacych za obecnie przechodzona denge, ani tych, ktore odpowiadaja za denge ktora sie juz przeszlo. oba wskazniki negatywne. lekarz wytlumaczyl to tak: sa 2 sposoby interpretacji tego wyniku: 1) jedne przeciwciala juz zniknely ze krwi a drugie wlasnie sie tworza i jeszcze ich nie widac na tescie; 2) to nie byla denga tylko cos, co pozostawia bardzo podobne przeciwciala we krwi. z tego powodu lekarz wyslal pobrana probke mojej krwi (przy pierwszej wizycie) do Bangkoku. czekalam na wynik tydzien i dopiero przedwczoraj okazalo sie, ze test DNA nie wykazal dengi, czyli interpretacja nr 2 jest prawdziwa. uff!!!!!!
ale to nie wszystko..! bo z powodu informacji ze mam denge, uruchomilismy procedure zmieniania terminu lotu poworotnego w trybie wyjatkowym (poniewaz nie chcielismy narazac mnie na drugie zachorowanie, ktore jest fatalne w skutkach). okazalo sie, ze nie mozemy zmienic terminu powrotu, bo agencja lataj.pl nas oszukala i nie poinformowala o warunkach biletow. ODRADZAMY LATAJ.PL JAKO MIEJSCE KUPNA BILETOW LOTNICZYCH!!!!!!!!! musielismy pisac wprost do Bangkoku sami i prawie juz mielismy placic ponad 1000pln kazdy za zmiane biletu, czekalismy tylko na wynik DNA wirusa, ktory nie okazal sie w koncu denga. teraz prawdopodobnie zostaniemy do 20 marca, bo finansowo nam sie nie oplaca zmieniac biletow.

goraca sie Wam zrobilo? ;)

pozdrawiamy z zimowego cieplego Bangkoku :)))

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

No to lataj dalej Kozico!
byle NIE-z-lataj.pl

A co ci miga, ze musisz konczyc?

Mam nadzieje, ze nic strasznego w konsekwencjach...:))

cmoki i sciski
iwakoz

kozica! pisze...

juz nic nie miga, wrzucilam zdjecia w innej kafejce, juz na spokojnie. enjoy ;)

Anonimowy pisze...

Olu i Macku,
WAŻNE!
. Polisy polskich towarzystw ubezpieczeniowych nie są uznawane. Należy sprawdzić przed wyjazdem, który z międzynarodowych ubezpieczycieli ma umowę z miejscowym monopolistą Assurances Generales du Laos (AGL). Najniższy koszt ubezpieczenia się na miejscu w AGL na wymagane minimum 8 dni wynosi 12, 23 lub 41 USD – w zależności od rodzaju pakietu.

. Ambasada RP w Laosie

263 Thadeua Rd., km. 3
P.O. Box 1106
Vientiane, Lao P.D.R.
tel. (0-0856 21) 312-940
fax. 312-085
e-mail: polvte7@laotel.com ; polembv@yahoo.com
pozdr
iwakoz

kozica! pisze...

upewnilam sie mailowo i moje i Macka ubezpieczenie obejmuje tez Laos, wiec spoko :)

Anonimowy pisze...

Olga,
wszystkiego najlepszego :) wspanialych wrazen i jeszcze wielu, wielu tak pieknych podrozy :)

arturk

Anonimowy pisze...

i ja się dożyczam do reszty życzeń przemiłych :-) Masz niezły kompas gdzieś tam w sobie, niech wiec zawsze będzie sprawny. Masz fajnych przyjaciół, niech więc dzieje się przyjaźń. My wszyscy mamy jedną Kozę - dbaj o nią ;-) ...I jeszcze po prostu spełnienia marzeń
/T.

kozica! pisze...

dziekuje bardzo :)

Anonimowy pisze...

Dużo zdrowia Kozico :)
ja też zaczęłam New Year z przytupem - a konkretnie niezbyt czszesliwym szusem narciarskim (pamietasz moje pierwsze kroki w Rzeczce?), ktory zawiodl mnie do szpitala w Popradzie (Slowacja, Tatry Wysokie) i zatrzymal tam na 4 dni w pozycji horyzontalnej. Na szczescie moja chrptica okazala sie nieuszkodzona :)
Nowego Roku pelnego dobrych wiadomosci nam zycze!!
Marta

kozica! pisze...

Marto dzieki za zyczenia, tez nam tego zycze! :) mam nadzieje ze Twoja noga i zdrowie juz w porzadku? w ogole jestem zaskoczona bardzo milo ze mnie czytasz! dziekuje za pamiec :) i pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Wielkie buziaki również!
Fajnie sobie żyjesz :)
Z uwagi na przeraźliwie późną porę powiem tylko, że chrptica to kręgosłup. A jak to będzie w języku ludzi, którzy dziś śpią za Twoją ścianą?