piątek, 5 grudnia 2008

Singapur

jestem jestem, maglujemy Singapur. opowiadac bede glownie zdjeciami, bo na pisanie nie mam sily.

juz 2 pelne dni w Singapurze. nogi na granicy spuchniecia od chodzenia. duzo do zobaczenia i zjedzenia. na szczescie jest wygodna komunikacja miejska i nocny chinski pasaz z jedzeniem. jutro wrzucamy na luz i jedziemy na Sentose, ponoc jest tam jakas plaza. bedzie tez duzo ludzi bo wikend. potem juz stad uciekamy, bo przez te dni wydalismy juz w sumie 500pln (z noclegiem w dormitorium). czad ;) czego sie nie robi by BYC w Singapurze :D.

centrum Singapuru, nowoczesnosc spotyka sie z tropikami (czyli to co Macki lubia najbardziej)
to byl Singapur o zmierzchu.
teraz w ciagu dnia:
Maciek jest uradowany byciem tu, marzyl o tym od dawna:
a ja zdobywam kolejne wrazenia z miejsc o wysokich wiezowcach ;)
wow! chyba wyzsze od naszego PKiN!

Singapur nosi stale slady po podbojach zachodniakow:
te niewinne latarnie..

Singapur jest specyficzny, jego "bezpieczenstwo" w duzej mierze jest skorelowane z obecnoscia surowych kar i tym, ze jest to siedlisko wielu kultur, ktore by zyc w zgodzie obok siebie i robic biznes musza sie torelowac i stworzyc warunki do takiego wspolzycia. to moja pierwsza impresja.

zakazy w metrze:
informacje sa tu w 4 jezykach (angielski, chinski, hinduski i malezyjski). wiekszosc ubikacji ma automatyczne spluczki na fotokomorke, a jesli jest ci za goraco, to wystarczy ze wejdziesz gdziekolwiek poza ulice, bo jest tam klima i jest ZIMNO. (a duriany to takie owoce, ktore niezbyt ladnie pachna). co chwile z glownikow slysze, ze mam zglaszac jesli ktos wydaje mi sie podejrzany.

w ramach wielokulturowosci bylismy w swiatyni buddyjskiej, w srodku zastalismy muzeum buddyzmu i relikwie Buddy Siakjamuniego. w tym miejscu spotkaly sie wszystkie glowne nurty buddyzmu. przewodnim nurtem jest tu oczywiscie chinska odmiana, jako ze swiatynia jest na terenie Chinatown. podobno spedzilam tam 2,5 godziny.. w kazdym razie szczesliwi czasu nie licza (ten czas podal mi Maciek, mocno wynudzony kolejnym muzeum). na dachu maly ogrod orchideowy, pielegnowany przy figurkach 10 000 Buddow umieszczonych w scianach:
wiecej kwiatow, a nawet jeszcze wiecej, widzielismy dzisiaj w ogrodzie botanicznym.
wejscie....
na stawik spogladaja zolte kwiaty i ludzie....
a na Macka spogladaja 2 rozowe kwiatki z tajemniczym usmiechem....
w kuleczkowym kwiatku buszuja dwa pobzykujace owady..
a za listkiem chowa sie kolejny zolty kwiatek..
czerwonemu odbily biale kwiatki..
a zolto-pomaranczowemu wystrzelily dlugie czerwone wasy..
przy tym wszystkim ten na dole wydaje sie spokojniutki.. taki pastelowy i w ogole..
ale jego koledzy o wysyconych kolorkach juz mnie zdazyli zagadac! a to podrywacze!
potem ucieklismy z Mackiem w gesty las deszczowy, zachowany na potrzeby ogrodu..
glosno jak na budowie!!!!!!! nie tam zadna cisza puszczy i inne schematyczne wyobrazenia, po prostu cykady robily sobie niezla impreze!!!!!! na kazdym drzewie halas jakby byl remont! serio. wyobrazcie sobie, na kazdym z tych drzew przynajmniej 5 rzympolacych nogoglaszczkami o odwlok owadow.......
uff! :)

i ciach! teraz inna impresja.
Singapurczycy obchodza tu swieto zakupow z okazji Bozego Narodzenia. na ulicach machaja do nas skosnoocy swieci Mikolajowie (prawie jak ufo!)....
....a na ulicach i we WSZECHOBECNYCH centrach handlowych widac choinki, bombki, zyczenia "Merry X-mass" i kupe ludzi z wypchanymi torbami z nadrukami odnosnie tego wielkiego wydarzenia, ktore nikogo tu PRAKTYCZNIE nie obchodzi ze wzgledow religijnych (no, prawie nikogo, jest troszeczke chrzescijan, maja nawet wielka, swiezo odmalowana katedre).

specjalnie na koniec, dla wytrzymalych, masakryczna wersja lokalnej kuchni ;)

a dla relaksu po tym traumatycznym wydarzeniu... rybie spa!!!
ja tam sie tego boje ;).

i dla wielbicielek kalejdoskopow:
lustrzana duza zabawka w centrum naukowym.

to by bylo na tyle, ide wypoczywac przed kolejnym dniem. jutro juz ostatni dzien w Singapurze, 8 grudnia lecimy stad do Kuching na Borneo. cmok, kochani :* :)

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Cze..,
to swie.., czeka..,
i pochwa....:)) ten pomysl
pozdro....
iwakoz

Anonimowy pisze...

Witaj Olu,
a teraz powiem pelnym zdaniem:

Zdjecia sa czarowne,
maja te ujmujaca aure tajemniczosci i zaskoczenia.

Jak zwykle zaskakujesz wypatrzeniem niezwyklosci w zwyklosci, a takze
zwyklosci w puszacej sie niezwyklosci:)).

Komentarze dopelniaja tresci wizualnej.

Musisz sie swietnie bawic i chloniesz innosc wszystkimi zmyslami.

I tylko TAK trzymajcie,
i tylko tak RAZEM warto.

CALUJE Was i sciskam
papa-tki
iwakoz

Unknown pisze...

A propos kar/ o których piszesz - mandat za rzucenie na chodnik papierka czy niedopałka papierosa w Singapurze kosztuje więcej niż u nas spowodowanie poważnego wypadku drogowego/ a za posiadanie najmniejszej ilości narkotyku grozi kara śmierci (jak słyszałam od pewnego singapurskiego Hindusa).

Ciężkie życie ma taka rybka "pracująca" w SPA. Chyba że za brudne nogi w Singapurze też karzą...

Pozdrawiam ciepło P-a

yano pisze...

:)

Anonimowy pisze...

Zebralismy sie w kilka osob i wszyscy sa zgodni, ze Twoje relacje bardzo nas energetycznie wzmacniaja. Owiedzanie Twojego bloga dziala na kazdego terapeutycznie.
Tak, tak ... pani psycholog :)
A swoja droga - niezle sie nakrecilas.
tata :)