poniedziałek, 29 grudnia 2008

Phnom Penh

DZIEN 1

pierwszy pelny dzien za nami. pierwsza noc spedzilismy na jeziorze.. tzn. nasz pokoj byl umieszczony na platformie, polozonej na jeziorze :) lekko kolysalo nas do snu.. a wybudzial halas z barku hostelowego. z racji halasu w nocy i brudnych pokoi nie polecamy polecanego przez LonelyPlanet hostelu "9 Sisters Guesthouse". generalnie bylo tam ok oprocz tych 2 kluczowych rzeczy. przenieslismy sie dzis do Smile Guesthouse na koncu malej uliczki. jest cichutko i rodzinna atmosfera :), pokoj czysty i nadal mamy piekny widok na jezioro. jeszcze z informacji praktycznych: tutaj nie ma komunikacji publicznej w zakresie miasta, jest tylko dworzec autobusowy miedzymiastowy/-narodowy. chetni dreszczyku moga wypozyczyc rower/motor, ale poruszanie sie riksza po miescie nie jest strasznie drogie, wiec ta opcja tez wchodzi w gre.

leniwie wybralismy sie na miasto okolo godziny 11, choc obudzilismy sie o 8.30. juz wczoraj zostaly zburzone moje stereotypy na temat Kambodzy jako kraju totalnie zacofanego, nieprzyjaznego i niebezpiecznego, a oczekiwanie wybudowane na podstawie opisow osob na portalach internetowych o podrozowaniu, ze Phnom Penh jest nudne, rowniez zostalo rozbite w proch! Phnom Penh jest ciekawe! ludzie sie tu usmiechaja! i to na prawde usmiechaja a nie dla pieniedzy. bardzo sie z tego ciesze! kiedy patrza w oczy, to cie widza! patrza na ciebie, a nawet patrza do ciebie. to pozwala poczuc sie tu naprawde bezpiecznie, blizej ludzi.

Kambodzanczycy maja duzo banknotow i mam teraz niesamowicie wypchany portfel, mimo ze znajduje sie w nim ledwo 75 polskich zlotych, ich waluta kiepsko stoi i wiekszosc transakcji na ulicach odbywa sie w dolarach amerykanskich. ruch na ulicach stolicy Kambodzy jest o niebo spokojniejszy niz w Sajgonie. jest tez tu mniej ludzi. powod jest prosty - Czerwoni Khmerzy wymordowali 1/4 populacji nie tak dawno temu, skonczylo sie to w 1979 roku. zdazyli to zrobic w 3 lata! przed tym czynem bylo w Phnom Penh 3 miliony ludzi, teraz jest polowa tej liczby. na czas tych 3 lat miasto bylo opustoszale, tylko wiezienie Tuol Sleng pelne.. chodzilismy po nim dzisiaj. krew torturowanych wsiakla juz na zawsze w plytki podlogi. chodzac po tych 4 trzypietrowych budynkach mialam swiadomosc, ze chodze po krwi ludzi. Czerwoni Khmerzy rozbili rodziny, przemiescili ludnosc z miast na wsie, zmusili do pracy ktora nie dawala godnych warunkow zycia, a podejrzanych wraz z rodzinami zamykali w wiezieniach i zabijali bez wyjatku. nawet dzieci byly torturowane w okrutny sposob. takze dzieci zabijaly. ludzie nie gineli tu tak po prostu, najpierw dlugo cierpieli. ta i poprzednia nasza wizyta w muzeum zbrodni wojennych w Sajgonie pobudza mnie bardziej niz zazwyczaj do refleksji na temat wojny i zbrodni. kazda wojna zaczyna sie poczuciem oddzielnosci i odmiennosci od tej drugiej strony. czy naprawde jestesmy tak rozni? i czy ta roznica jest warta zycia i cierpienia?

obecnie 40% populacji Kambodzy jest ponizej 15 roku zycia. takze z tego powodu niektore dzieci tu pracuja, a inne zebrza. trudno sie na to patrzy, trudno sie na to reaguje, tym bardziej, ze nie zawsze wiem jak. kupilam wianuszek z jasminu od dziewczynki okolo 5 roku zycia - czy dobrze zrobilam? czy mialam nie kupic i zniechecic ja do pracy a zachecic do zebrania? czy ona chodzi do szkoly? jak moge jej pomoc? czy mam dawac pieniadze dzieciom na ulicach? takie same pytania rozbrzmiewaly w mojej glowie czesto w Indiach. nadal moja odpowiedz brzmi, ze nie bede dawala pieniedzy dzieciom, ale gdy mnie ktos poprosi o kupienie jedzenia, to to zrobie. jednak w sytuacji pracujacego dziecka kompletnie nie wiem co mam robic. mimo to wszystko, dzieci sie tu usmiechaja.

nie zwiedzilismy dzisiaj wiecej, tylko wiezienie Tuol Sleng. przeszlismy sie po paru uliczkach i posiedzielismy na bulwarze przy zlaczeniu rzek Mekong i Tonle Sap. temperatura nas nie rozpieszcza i krazy wokol 30 stopni C. z tego powodu padam i spadam. pa!

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Witaj,
wczytuje sie w Twoje spostrzezenia i czuje, ze w ciekawosc poznania innosci coraz czesciej wkracza zaduma nad innoscia, czesto niesprawiedliwa, z punktu widzenia europejczyka.
Moze zlo, i jego kambodzanskie nastepstwa wynikaja nie tylko z historycznych prawd tego narodu, ale z prostego braku kontaktu z innymi nacjami i rodzacej sie wowczas tolerancji i uczucia wspolnoty bycia na Ziemi. Tak,tak podroze ksztalca ....chyba przeczytam tego Kapuscinskiego:)
nigdy za pozno
caluje
iwakoz

Anonimowy pisze...

Zgadnijcie z jakiego autora to cytat?

Powinniśmy pójść dalej, niż tylko tolerować Innych. Doświadczenie nauczyło mnie, że fakt poznania likwiduję masę agresji. Olbrzymie pokłady wrogości wynikają z nieznajomości tego Innego. Myślę, że prawidłowy kontakt międzykulturowy musi zakładać element dialogu pozytywnego, próbę znalezienia racji, jakie kierują tym Innym. Musi być ta wola zrozumienia i porozumienia. Pewnie, możemy ponieść klęskę, ale na początku niezbędna jest chęć dialogu. Przecież to, że podejmujemy dialog z innym, wcale nie zakłada, że wyrzekam się swoich poglądów. Dialog zakłada tylko poznanie Innego.

To widać znakomicie gdy porówna się mentalność wschodnią i zachodnią. Wladimir Bukowski zauważył, że w mentalność zachodniej ważne jest poznanie swoich stanowisk. Dyskutanci przedstawiają wyznawane racje i się rozchodzą, pozostając przy swoim, albo przekonują się – w całości lub części – do zdania partnera. W mentalności wschodniej najistotniejsze jest natomiast zdominowanie Drugiego i przewalczenie swojej racji. Dotąd się będą zwalczać, aż będzie im się zdawać, że pokonali przeciwnika…

pozdrawiam
ojciec

yano pisze...

Tak się rozgadaliśmy w procesie dialogu i poznawania tych "innych", że w dwóch wojnach światowych wytłukliśmy ponad 70 milionów dyskutantów. Ile wymordowaliśmy do dzisiaj nie chce mi się liczyć, ale też pewnie trochę se pogadaliśmy. Mentalność wschodnia pod tym względem do pięt nam nie dorasta.

Anonimowy pisze...

tez sie nie zgodze co do mentalnosci wschodu i zachodu. Wszystkie nacje wedlug mnie sa skupione na sobie, ale jesli chodzi o otwartosc na innosc to np. chinczycy czy duzo ludzi w azji pol-wsch nie ma problemu z byciem naraz taoista buddysta czy konfucjanista czy nawet laczyc to z chrzescijanstwem albo z przejeciem czescxi rzeczy z zachod, jest pragmatyczny (to co sluzy i sie sprawdza czy jest wymagane spolecznie przyjmuje). A chrzescijanin europejski nie moze byc juz zydem czy hindusita np. Osobiscie uwazam ze dominujaca czesc kultury zachodniej jest bardzo zamknieta i izolujaca. Chodzi mi tutaj o mit postepu rozwoju naukowo-technicznego, ktory jest uwazany za glowny wyznacznik na podstawie ktorego ocenia sie kraje. I tak USA jest bardzo cacy, bo jest wysoko rozwiniete w nauce i technice, a taka Kambodza jest na samym dnie. Ale z innej patrzac strony to wlasnie w Kambodzy jest wielu usmiechnietych ludzi i to raczej oni wiedza bardziej jak zyc.

Anonimowy pisze...

Kochani, z okazji nadchodzącego Nowego Roku życzę Wam i wszystkim odwiedzającym ten znakomity blog, aby spełniały się marzenia.
tata :)