środa, 17 grudnia 2008

Park Narodowy Niah

z Kuching ruszylismy do Parku Narodowego Niah, znanego z najstarszych w Azji pd-wsch malunkow nasciennych wykonanych przez nasz gatunek homo sapiens. jest to dosc daleko od Kuching i nie dalo sie przeskoczyc na raz, wiec zanocowalismy po drodze w Bintulu, a wlasciwie w nowiutenkim hotelu tuz przy dworcu autobusowym pare km od miasta. hotelik zostal otwarty 3 tygodnie wczesniej a na suficie w glownym holu byla super ozdoba - zmieniajaca kolory kwadratowa struktura z prostopadloscianow. w zyciu czegos takiego nie widzialam, kiczyk w polaczeniu z hipnotyzowaniem, super! w pokoju byla oczywiscie klima (rzadko jest okazja spotkac pokoj z wiatrakiem), swiezutenka koldra (cudownie bylo sie w nia wtulic, tak tesknilam za koloderka!!!!!) i ciepla woda. swoja droga, standardem jest tu ciepla woda, klima, przescieradlo i przewaznie poduszka, a czesto tez recznik - i to wszystko w tzw. budzetowych hostelach.

znalezlismy sie, tak jak to Maciek napisal w mailu, w obszarze gdzie nie ma plecakowcow. doszlo nawet do tego, ze w jednym barze chinskim w Bintulu na nasz wodok poryczalo sie jakies dziecko ;) widac bylismy pierwszymi bialymi twarzami i sie przerazilo ;). spytalam opieki hotelu i faktycznie zwykle nikt tu nie zaglada. do Niah dotarlismy nastepnego dnia i tam tez wlasciwie nie bylo plecakowcow. w parku narodowym jak zawsze dostalismy standardowy pokoj (opisalam standard powyzej, tyle ze tu akurat byl bardzo przyzwoity wiatrak i moskitiera w oknach, wiec super pomyslane), ktory byl bardzo czysty. moge szczerze polecic czyscioszkom parki narodowe Malezji, tylko trzeba uwazac na jedzenie bo albo makak wyrywa albo mroweczki sie ustawiaja po nie w dluga kolejke ;).

Park Narodowy Niah to ciezki orzech do zgryzienia - smierdzi nietoperzym gownem, ciemno, slisko jak cholera, goraco i duszno i trzeba pokonywac kilometry schodow z latarka w reku.... taaakkk.... ;) tak tak! tyle ze wrazenie, ktore pozostawia po sobie chwila w totalniej ciemnosci, ktorej towarzyszy popiskiwanie nietoperzy, lekkie ich chrobotanie o skalny sufit i echo tego wszystkiego jest bezcenne! do tego sciezka prowadzaca do jaskinii przez 3,5 kilometra jest wytyczona wsrod starej dzungli, gdzie mozesz dotknac ogromnych starych drzew szerokich jak nie wiem i wysokich jak nie wiem, gdzie w powietrzu mijaja cie ogromne kolorowe motyle a gdzies nad toba nagle cos wyda z siebie niezbyt latwy do opisania dzwiek.. i nie jest to nic, co zyje w Europie wiec czujesz dreszczyk emocji i wzrost adrenaliny ;). bardzo sie ciesze, ze Malezja ma chociaz pare parkow narodowych, a szkoda ze nie ma ich wiecej!

stare i szerokie drzewo na drodze do jaskini. ja sie wahluje lisciem z tego drzewa:

krocionog i palec Macka dla porownania wielkosci i kolorystyki:

liany i drzewa w dzungli, przez ktora przedzierala sie sciezka - dluga platforma z drewna:

jaskini przeszlismy pare, w tym jedna Wielka. nazwa swietnie odzwierciedla wymiary. jako ze nie moge zaladowac na razie fotek, bo komputer jest straszliwie stary i nie czaji mojego aparatu, to sprobuje opisac. wejscie do Wielkiej Jaskini w Niah ma 60m wysokosci i okolo 250m szerokosci. u wejscia mozna zobaczyc co najmniej tyle odcieni fluorescencyjnej zieleni ile widzielismy w puszczy, tyle ze tym razem to mech i porosty sa nosnikiem zieleni. moze gowno nietoperzy nadaje roslinom takiego blasku? ;) paprotki dawaly po oczach zielenia rownie silnie. wejscie do jaskinii niedlugo znika za zakretem i zostajemy w ciemnosci sami z nedznym swiatlem latarek. czolowka nie daje sie nosic na czole, bo od razu do swiatla leci dziesiatki malusienkich muszek. trzeba bylo trzymac w dloni, co w sumie nie robilo mi zadnej roznicy, bo poreczy i tak wolalam nie dotykac ze wzgledu na pare warst nietoperzego gowna, ktore sobie w nie wsiakalo ;). w jaskiniach zwisaly z gory dlugie kije lub liny, ktore sa wykorzystywane przez zbieraczy jaskolczych gniazd (biedne ptaki :/), by sprzedac je za cene okolo 150g/200pln. drogo, bo faceci ryzykuja zycie wspinajac sie pod sam sufit. sami widzielismy jakis takich z latarkami jakies 100m nad nami albo i wyzej. szkoda mi tylko jaskolek i nie rozumiem dlaczego jest to opisywane jako atrakcja parku narodowego, gdy czytalam ze populacja jaskolek ma z tego powodu problemy no i jest to PARK NARODOWY czyli jakas ochrona sie tu naturze w koncu nalezy... innym zajeciem, powszechnym w tym parku, jest zbieranie gowien nietoperzy. tego akurat jest pod dostatkiem i zbieranie ich moze tylko pomoc slizgajacym sie niesfornie turystom takim jak my ;). swoja droga, to gowno niezle nam wypalilo pluca ;).

wejscie do Jaskini Handlowcow (Trader's Cave) - handlujacych tu niegdys gownem i jaskolczymi gniazdami na zupy:

jak to sie mowi, gowno widac ;)
czasami widac wiecej, szczegolnie z lampa blyskowa i przeswitem przed oczami:

wyjscie z Wielkiej Jaskini po kilometrach ciemnosci:
w srodku Jaskini z Malunkami (Painting Cave):
wejscie do tej jaskini z zewnatrz:

w koncu powrot, z glebi Wielkiej Jaskini widac szerokie wejscie (60/250m) i hatke, ktora wcale nie jest mala ani niska:
wejscie do Wielkiej Jaskini budzi skojarzenia z Ksiezycowym globem:

cala trasa zajela nam 6h w ta i z powrotem. niezle zziajani przeprawilismy sie juz tylko przez rzeczke z krokodylami i... poszlismy sie jaknajszybciej umyc i pograc w karty Uno ;)).. po czym padlismy spac.

nastepnego dnia rano wyjechalismy do Brunei, potykajac sie o wiele przesiadek, jako ze komunikacja miedzy Malezja a Brunei jest straszliwie niepraktyczna i czasochlonna, pelna zmian srodkow lokomocji.

ps. fotki wrzuce za pare dni i dam znac.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Tak to opisujesz, że nawet gówna Ci człowiek zazdrości;)Maciek był oględniejszy, tytułując rzeczone zjawisko guanem.
Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego wejścia. Podane przez Ciebie liczby zakrawają na literówkę. 250m! Czekam na zdjęcia. Pozdrawiam ciepło, P-a