środa, 3 grudnia 2008

Melaka

Melaka to, jak juz pisalam wczesniej, miasto z przeszloscia. byli tu Europejczycy, a obecnie sa Malezyjczycy, Chinczycy i Hindusi. Chinczykow jest szczegolnie duzo. klimat tego miasta to mieszanina targowiska i miejscowosci wypoczynkowej. na poczatku wszystko wydaje sie kolorowe i halasliwe jak w wesolym miasteczku, potem zaczynasz dostrzegac architekture europejska, a w sklepach w glebi znajdujesz slady podbojow w postaci "kolonialnych" mebli i gadzetow. jeszcze pozniej dociera do ciebie, ze widzisz glownie Chinczykow a co jakis czas czujesz szczescie, ze tu jestes, bo to mniejsze miasto niz KL, a ty i tak chodzisz tylko po czesci zabytkowej, gdzie wszystko jest troche jak w bajce, a troche jak na targu. poza tym Slonce zaraz wypali ci dziure w glowie i co chwile wchodzisz na chinska herbate chryzantemowa czy inna (nie popelniasz juz bledu i nie bierzesz podstepnie lagodnie brzmiacej "ziolowej" po ktorej poprzednio prawie zwymiotowalas ;).

kolorowe riksze, najfajniejsza miala imitacje hibiskusa na kierownicy, siedzenie obite tkanina z jeleniami w puszczy i mase kwiatow wokolo, upchniete gdzie sie da:
mimo kuszenia kolorami, nie spytalismy nawet ile to kosztuje, bo wiedzielismy ze duzo a starowke mozna spokojnie pokonywac na piechote.

jak widzicie, czuje sie juz o wiele mniej zmeczona. oczywiscie przydaloby sie jeszcze troche snu ale tylko dlatego, ze lubie spac :). dzis rano postapilam wg rady mojej mamy. przypomnialo misie jak mowila, ze jak sie zle czuje, to mam sie usmiechnac i tak zostac. zrobilam to i dzien stal sie dniem udanym :). dzieki Mamo!!!!!!! (widzisz Jachu, jeszcze raz, wszystko zalezy od stanu umyslu :).

Melake zwiedzalismy na slepo, wlasciwie nie spogladajac w mape. w pewnym momencie, idac wzdluz kanalu, natrafilismy na rybe dwudyszna!
relikt ewolucji, siedzacy w cuchnacym i gestym od sciekow kanale. ale jazda!
i kolejne zdziwienie, w tym samym brudnym smierdzacym niemilosiernie kanale, spotkane to oto zwierze:
wyglada jak legwan, jego kolega wylegiwal sie przy scianie pare metrow wczesniej. nie wiedzialam, ze legwany moga zyc w sciekach! moze to przez ta gruba skore? ;) takiego samego widzielismy w Bangkoku w rzece.

zeby nie bylo, w Melace nie tylko sa scieki i kanaly, sa tez kolorowe kwiaty! ten rosl tuz obok kanalu:
a ten, rownie soczysty, w dzielnicy chinskiej:
nie uwierzycie co mozna znalezc w chinskim sklepie. (Jasiu, Maciek zrealizowal zamowienie na kiczyk ;)). kupilismy tez pare pamiatek zwiazanych z zainteresowaniami: Maciek ciekawy obrazek i drewniana zabe na sciane do nas do przedpokoju, a ja mala rzezbe-dmuchawke sowe (robi huhuuu) i drewniany duzy baczek malezyjski, tradycyjny ze hej! jest super, kreci sie tyle ze mozna pojsc spac, spac.. spac.. obudzic sie i on nadal sie kreci. tylko musze jeszcze nauczyc sie go puszczac w ten magiczny sposob. na szczescie dostalam ekspresowa lekcje u nauczyciela puszczania malezyjskich baczkow i bakow (hehe). malego baczka dostalam gratis ale Maciek musi mnie nauczyc go puszczac, bo to on akurat praktykowal z kolei pod okiem nauczyciela.. mi za to wychodzi juz puszczanie duzego baka! :D

dzielnica chinska to szeregowe domki kolonialne, zaadaptowane calkowicie na sklepy i restauracje chinskie. co jakis czas wylania sie sposrod nich jakas chinska swiatynia. a oto jedna jedyna oryginalna, najstarsza na tych ziemiach, sprowadzona z Chin dawno temu:
w Melace widzielismy w sumie wiecej zagranicznych niz typowo malezyjskich rzeczy. Maciek czasami strasznie tu marudzil, ze chce do domu (do Polski) a ja zachwycalam sie miliardami rzeczy w sklepach. Maciek szybko wymiekl, ma juz dosyc bazarowych klimatow, co calkowicie rozumiem. ja to traktuje jak wielka galerie i chlone. zauwazylismy, ze Chinczykow wkurza, gdy wchodzimy do sklepu, pytamy o cos i nie kupujemy. podobno w Chinatown w KL czasami nawet jakis Chinczyk zwrzeszczy kogos kto tak robi.

a propos galerii, bylismy dzis w Muzeum Piekna, Latawcow i Baczkow. czesc prezentujaca Piekno pokazywala faktycznie sposoby na "upiekszanie" ciala ludzkiego stosowane w roznych kulturach. byly afrykanskie sporej wielkosci dyski wkladane w rozne czesci twarzy (uszy/usta/nos itp.), byly tatuaze na calym ciele, byly europejskie gorsety i anoreksja, byly kobiety-zyrafy (czyli kobiety z wieloooma metalowymi pierscieniami na szyji) i "drobne" stopy Japonek. wszystkie sposoby na "upiekszanie" wydaly nam sie okrutne, makabryczne i szczegolowo udokumentowane: od zdjec przykladowych, po przeswietlenia rentgenowskie. skutki "upiekszania" sa obrzydliwe. o takich drobnostkach jak depilacja kobiecych nog juz zapomnieli (ale ja nie!).
w tym samym budynku zapoznalismy sie z malezyjskimi latawcami (super!) i baczkami (piszczalam jak dziecko z radosci ;).

plany: jak juz pisalam jutro jedziemy do Singapuru, zostajemy do 8 grudnia po czym mamy lot do Kuching. dowiedzialam sie wlasnie, ze lotnisko w Bangkoku wroci do pracy w pelni za 2 dni. oczywiscie na razie sie tam nie wybieramy ale dobrze wiedziec, ze cos sie zmienilo.

zmykam bo zaraz zamykaja mi internet. do napisania kochani!!!!!!! dowiaduje sie od rodziny, ze czyta mnie juz paredziesiat osob! nie mam tu licznika ale chetnie sie dowiem kto to! wpisujcie mi sie do komentarzy, bardzo sie uciesze :)

Paulina, na koniec o Malezji. mysle ze najlepsze zrodlo wiedzy o tym kraju to jakas encyklopedia albo moze wikipedia jesli artykul jest zatwierdzony. z tego co my sie orientujemy, to ten kraj siedzi na ropie naftowej. podobnie Brunei.

pozdrawiam Was serdecznie! :* do napisania z Singapuru! Maciek juz pada z ciekawosci co tam zobaczy!

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Oooo! Teraz to widac ze Melaka Cie rozkrecila jak BACZKA:))) Fajnie!
U nas wszystko sie skraca i sciemnia ...............
no to i ja juz koncze (bez sciemy:)
Usciski
iwakoz
(usmiechnieta:))

Anonimowy pisze...

Wiem/ mądralo/ do czego służy encyklopedia:))))) Tylko akurat nie mam w domu/ a do biblioteki pójdę może jutro. Wikipedia to....wiesz [nie że a propos Twoich podlinkowań ;)]

To pierwsze zdjęcie z kiczowatą rikszą - super/ rozgrzewające! Dziś za oknem deszcz/ szaruga/ więc miło na czymś takim oko zawiesić.

Bączki? Boże/ czy jeszcze można na nie trafić w polskich sklepach (i żeby nie był różowy z obrazkiem Barbie czy innym koszmarem?) To była jedna z moich ulubionych (obok sztruksowego psa) zabwek z dzieciństwa! Uwielbiałam puszczać go w ruch i wsłuchiwać się w jego "medytacyjny" dźwięk...
P-a

Anonimowy pisze...

Olenko,
czytam sobie o tych baczkach i skojarzeniach z dziecinstwem z przyjemnoscia:). Krajobrazy rikszowe sa wakacyjne i mysle ze specjalnie przerysowane, tak aby turysci mieli frajde. I bardzo dobrze! Swiete prawo turystow w srodku lata!
Musze i ja napisac o zabawce, ktora , gdym byla malenstwem, (wybacz, ze gadam o prehistorii), ukladala mnie, rozrabiare, na dluuugie godziny do lozka i panowala cisza.
Tym czyms, co pracowicie obracalam i zachwycalam sie, byl KALEJDOSKOP!
Czy tam , gdzie jestescie sa jeszcze kalejdoskopy?
caluje
iwakoz

Anonimowy pisze...

Szanowni ogladacze! jak czytacie blog, to od czsu do czasu wypada skrobnac kilka zdan komentarza. Maly wysilek z Waszej szanownej strony, a radosc dla autorow bedzie wielka - na prawde! To jest proste. No to do dziela :)
Ja czytam blog z ciekawoscia i podziwem.
"szacuneczek"

Anonimowy pisze...

Droga Olu czytając
Twoje komentarze /bardzo piękne isugestywne / to tak jak bym była z Wami i widziała te fascynujące kraje . Dzięki Ci za to że znajdujesz czas i chęci aby w natłoku wrażeń pisć do nas i dzielić się z nami swojmi odczuciami. Pozdrawiam Ciebie i




Droga Olu Pilnie czytam Twoje komentarze które przenoszą mnie w wyobrażni w dalekie i ciekawe kraje które oglądacie. Dziękuje Ci że pomimo wielu wrażeń i zmęczenia znajdujesz czas i ochotę aby nam je pokazać. Pozdrawiam Cię i całuje i proszę o jeszcze Babcia T.

Anonimowy pisze...

Jak zobaczylem zdjecie z rikszami, to w pierwszej chwili regulowalem wzrok, potem pomyslalem, ze masz awarie aparatu albo program graficzny sfiksowal .... dopiero po kilku chwilach dotarlo do mnie, ze to jest super kompozycja:
> trafilas zloty punkt
> swietnie uchwycilas perspektywe
> efekt ipresjonistyczny jest cool
> wykadrowane idealnie bez obrobki
No to czs, zeby was zauwazyl jakis wydawca
(fotoamator)

Anonimowy pisze...

iwakoz!
Masz rację! Kalejdoskop! Pamiętam swój - jasnozielona tuba w żółte wzorki/ a w środku taniec figur i kolorów. Mnie się ta zabawka kojarzy ze słonecznymi dniami - czy dobrze pamiętam/ że tubę należało skierować ku światłu?
P-a

Anonimowy pisze...

P-a
Tak, patrzac pod swiatlo (lampy lub slonca), te symetryczne, o konstrukcji fraktalowej, kolorowe obrazy nabieraly barw. Przy obrocie kalejdoskopem, ich szalona zmiennosc zapierala dech. Podobne efekty odnajdowalam gdy wpatrywalam sie w gwiazdki sniegu na moich rekawiczkach lub obserwujac powstawanie przepieknych okraglych serwet robionych na szydelku przez moja Babcie.
............Teraz z tych serwet (kazda inna!) powstaly firany do okna, a obok, na wielkiej obrotowej misie leza kompozycje (symetryczne) z owocow.
Insze fraktale wisza w uszach lub na szyi w postaci bizu:)))
Niech zyje dziecinstwo bez telewizora!
pozdrawiam
iwakoz

kozica! pisze...

o zdjeciu riksz:
to jest wycinka z fotki Macka, calkowiie na oko klepnieta w Pancie ;) ale dzieki ;)

Anonimowy pisze...

melduję się jako ten jeden z 50-ciu czytelników bloga :D.

ja tez kcem bączkaaaa! :D
albo mechaniczna pomarańczę na kluczyk :D

ściski!
K.

Anonimowy pisze...

Olu, z przyjemnością zaglądam na Twojego bloga. Twoje wrażenia sa opisywane tak ciekawie i kolorowo;jest w nich mnóstwo informacji, zamykam oczy i już tam jestem. Zycze wytrwałości p.Maćkowi, jestem pewna że Tobie jej nie zabraknie. Pozdrawiam serdecznie, K.Kujawa z rodziną