sobota, 15 listopada 2008

przygotowania ostateczne zakończone

wszystko, od majtek po latarkę, spakowane. jak widać na załączonym obrazku, wyglądam na gotową ;)
tak naprawdę, to mam jeszcze do zrobienia kupę roboty, trochę się boję, jeszcze wczoraj nie wiedziałam po co ja tam jadę (nadal nie jestem pewna i w sumie dobrze, bo mam głowę otwartą i pustą, gotową do napełniania!) a dziś rano musiałam strzelić sobie kielicha, bo zaczynałam już już wpadać w panikę. szczęście, że wciąż docierają do mnie Wasze życzenia powodzenia i dobre myśli. jestem bardzo wdzięczna.

pojutrze napiszę już z Asha Guesthouse w Bangkoku. jazzi ;) to dozo ;)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zawsze ale to zawsze przed jakimś dłuższym wyjazdem (wiążącym się z dużymi przygotowaniami itd) mam na dzień przed wyjazdem/wylotem kryzys. Zastanawiam się po co mi to; nachodzą mnie myśli o tym jak się ten wyjazd nie uda. Zawsze taki sam niewytłumaczalny atak pesymizmu. Ma on jednak i dobrą stronę: dzięki kontrastowi paskudnego nastroju przed wyprawą i późniejszą radością z podróży jestem ostatecznie z wyjazdu bardzo zadowolona niezależnie od tego na ile udało się zrealizować plany. Też tak masz?
Wybacz głupie pytanie o Indie pod którąś z poprzednich notek. Właśnie zauważyłam że podlinkowałaś odpowiednie wpisy z Ziemnego. Zaraz przeczytam :) P.

kozica! pisze...

spoko, linki do indyjskich wpisów umieściłam po Twojej prośbie :)

jeśli chodzi o 'reisefieber', to mam tak, że oswajam się przed wyjazdem z dużym wyprzedzeniem. już gdy kupowałam bilety lotnicze, jakieś 3 miesiące temu, czułam subtelne przemiany, przygotowania. mam zwykle dużo pytań. nie mam pesymizmu samego w sobie. mój niepokój tym razem był głównie spowodowany strachem przed chorobami (a nawet przerażeniem) oraz tym, że chęć jechania właśnie w tamten rejon nie jest tak wielka, jak np. chęć pojechania do skandynawii by zobaczyć zorze polarne (to zamierzam zrobić jako następne :).
pozdro! ;) Olga