wtorek, 18 listopada 2008

Bangkok - druga impresja (poranna)

czekam na bananowego nalesnika w sosie klonowym, wiec napisze Wam cos ciekawego. Maciek lezy w lozku i sie przystosowuje do nowej strefy czasowej (on spal w samolocie na wyrywki ale w sumie pare h). droga z lotniska do miasta ma 8 pasow w jedna strone! (jeden pas wydzielony dla lokalnych przejazdow). temperatura jest wysoka, 32 stopnie. wiatrak, jak zawsze, chlodzi, chroni przed komarami ale i daje czadu po zatokach. za oknem mamy teraz przychmurzony ale sloneczny dzien. chwyta nas za serce sentyment za papuzka Mirabelcia, bo jeden ze zwierzakow (nie wiemy jakich) robi podobnie jak ona. Maciek zaliczyl kryzys wyjazdowy juz tej nocy. bardzo pociesza nas fakt, ze w kazdej chwili mozemy przebukowac latwo bilety lotnicze, zmienic trase i nic, kompletnie nic, oprocz termiow waznosci wiz oraz 3 zarezerwowanych nocy w Asha Guesthouse w Bangkoku, nas nie trzyma. wlasciwie, jak sie uprzemy, to i to nas nie trzyma. wrzucamy na totalny luz i zdejmujemy noge z gazu..

+++++++++++

dostalam nalesnika - wygladal jak omlecik z bananami, byl bardzo smaczny. powoli zapominam o skojarzeniu z jedzeniem indyjskim -uffff!!!!! :D jeden koszmar z glowy.
drugi koszmar - komary - tez czesciowo z glowy. widze wyrazna roznice miedzy iloscia komarow (nie pisze "liczba" bo ilosc komarow jest, wbrew pozorom, NIEPOLICZALNA!) jest zdecydowanie mniejsza niz w Indiach. to dotychczasowa obserwacja wiec moze sie zmienic, z tym, ze od lokalnie mieszkajacych tu Tajow slyszymy, ze komary sa tu tylko w nocy. faktycznie, widzialam 3. na wszelki wypadek smaruje sie repelentem w odslonietych miejscach w ciagu dnia. w nocy ochrona jest wiatrak (tutejsze krwiopijce sa o wiele mniejsze od polskich i powietrze je zdmuchuje z latwoscia).

dzis zamierzamy pokrecic sie spokojnie po centralnej czesci Bangkoku, szukajac moze na jutro jakiejs zorganizowanej wycieczki z przewodnikiem. zobaczymy co z tego wyjdzie :)

ps. DZIEKIIIII za komentarze kochani moi cudowni!!! :*
ps2. niniejszym oglaszam, ze SMSy z sieci do mnie DOCHODZA !!! wlasciwa bramka to plus gsm.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czesc,
patrzac na dzisiejsze -2 stopie za oknem, dochodze do wniosku, ze to Wy wiecie gdzie spedzac Listopad itd...pozdrawiam cieplutko:)
iwakoz

Anonimowy pisze...

Tajowie mówią: "nie bój się jedzenia, wtedy ono przestanie się ciebie bać". Tak więc smacznego i do zwiedzania! :)
yano

Anonimowy pisze...

O rety,
jak ja bym chciała, żeby u nas bylo 32 stopnie... A tu dzisiejszy warszawski poranek zapoczątkował sezon czapek i rekawiczek...

Cieszę się, że dolecieliście!
Wyprawa rozpoczeta :)

Buziaczki
Bonia

Anonimowy pisze...

Cieszę się/ że dotarliście na miejsce cali i zdrowi. Ładuj akumulatory tym ciepłem. U nas w południe 5 stopni (ale za to jakie słońce!). Dla mnie zaczęła się już zima - czyli codziennie po zmroku świeczkoterapia i ciągłe siorbanie gorącego kakao.
W Polsce/ wiadomo/ zielone już na ten sezon wymarło. Napisz coś o tamtejszej zieleni! Znajomy mówił mi/ że tam storczyki sprzedają na ulicach na pęczki jak u nas tulipany czy astry:)
Pozdrawiam ciepło
P-a

kozica! pisze...

owszem, storczyki sa na peczki, nie wiem w jakiej cenie ale tulipanow tu nie widzialam, wiec pewnie cena jest taka jak tulipanow, a tulipanow bylaby jak storczykow ;)

co do zieleni - nadal jest zielono, jeszcze nawiedzaja nas koncowki burz, ale ogranicza sie to do milego deszczyku i lekkiego wiatru przed. moze przez to wczoraj temperatura byla okolo 26 C przez jakis czas :)))))

Anonimowy pisze...

Olga, wlasnie doszlam do wniosku, ze nie mam Waszego numeru telefonu. jestesmy z sue w Paryzu :) jest super . dzis u nas Beaujolais Nouveau :) wpadnijcie czasem na www.mamasue.pl tak pisze co u nas :)